Dziś tak bardziej zwyczajnie. Obecnie inne piwa są na fali, wszyscy ganiają za "imperialnymi porterami", risami czy pintowym eisbockiem (już mam, wrażenia pewnie niedługo), więc kojarzący mi się z delikatną nijakością brown ale będzie ciekawą odmianą. No, nie do końca to taki zwyczajny brown ale, bo słody wędzono dymem z drzew owocowych. Zrobił to Miłosław, kosztuje rozsądnie (około 6 zł), więc w zasadzie czemu nie? Jeszcze kilka pozycji z ich nowej serii wygląda ciekawie, choć może przy "craftowej" obfitości nie wywołują już takiego zainteresowania, jak pewnie zrobiłyby to 5 lat temu. Ale cóż, kto bronił im być tymi pierwszymi?
Wracając do dzisiejszego browna. Jak na styl piwo całkiem treściwe - 13,2 ekstraktu, 5,6% alkoholu, parametry pozwalają podejrzewać, że nie będzie to słabeusz. Jak wyszło w praktyce - o tym dalej.
Pierwsze, co chce się sprawdzić w takim piwie, to stopień "wędzoności", no, przynajmniej ja tak mam. No więc wącham, i dym jest, nawet dość dobrze wyczuwalny, ale nie dominujący. Żadna tam Schlenkerla, choć niektórych pewnie już może odrzucić. Obok dymu pojawia się jakaś karmelowa nuta, do tego owocowe akcenty w stylu mocnych lagerów. Z czasem mam wrażenie wszystko słabnie, wędzona robi się mniej intensywna, i okazuje się niestety, że jej zanikanie ujawnia pustkę zapachową Dymionego.
W ustach wędzonki również jest niewiele, to nawet nie sprawa jej ubywania z czasem, bo pierwszy łyk wziąłem zaraz po nalaniu. Piwo oczywiście nie jest jakoś specjalnie "ofensywne", dość gładkie (niewielkie nasycenie), lekko kremowe. Na początku jest delikatnie kwaskowe, później pojawiają się nuty owocowo - słodowe, niestety znów kojarzące się raczej z mocnym lagerem, niż z brown ale. Jest też ciut wędzonki, razem z lekkim, palonym aromatem. Wszystko razem jakieś mało zdecydowane, i niestety mało w stylu, który obiecuje etykieta. O ile jakieś niedostatki w aromatach dymu jestem w stanie zrozumieć, bo i nie ma co przesadzać, żeby zachować jakąś równowagę i przystępność. Ale brakuje mi bardziej szlachetnych nut od słodu - gdzie toffi czy orzechy?
Tak ogólnie piwo nie jest niesmaczne, nic nie odrzuca podczas picia, i w zwyczajnych okolicznościach problemów z wypiciem całej butelki pewnie nie będzie. Choć już widzę tych ortodoksów, co w pełnym dramatyzmu geście wylewają 3/4 szklanki do zlewu z grymasem obrzydzenia na twarzy - co kto lubi. Piwo da się pić, choć to raczej coś pomiędzy lekkim koźlakiem a nieco mocniejszym lagerem, w obu przypadkach na przeciętnym poziomie jakościowym. Krzywdy nikomu nie zrobi, choć pewnie można lepiej wydać 6 złotych.
Zasadnicza sprawa to jakie prawo ma autor bloga do takich opinii? Oczywiscie tylko takie, ze to jego blog, to tak, jakby uciał sobie monolog w swej własnej izbie. Wszystko mozemy recenzowac, utwory muzyczne, poezje, ksiazke, filmy, aktotów. Wybieramy laureatow oscarow, noblistów, tylko jest to calkowicie subiektywne, czesto wzbudza sprzeciw, kontrowersje. Jesli chodzi o smak piwa to kazdy ma swoje wlasne preferencje i taka jak tutaj recenzja jest calkowicie prywatna sprawa autora.
OdpowiedzUsuń