Nie, to nie pomyłka, to naprawdę porter Królewski. Nie, nie ugotowali nowej warki. To jeszcze prawdziwy staroć, uwarzony w Warszawie (jeśli pijesz obecne Królewskie to pewnie wiesz, że od jakichś ponad dziesięciu lat jest produkowane w Warce, prawda?), zanim browar wyburzono.
Szukałem tego piwa dość długo, nie jest to butelka, która leżała od początku w mojej piwnicy. Gdy Królewskie Porter znikało z rynku byłem jeszcze przed fazą zbierania piw, a szkoda. Ale w końcu jakoś się udało. Od właściciela usłyszałem, że piwo po prostu stało sobie w szafce, co nie było zbyt dobrą wiadomością. Lepsza byłaby chłodna piwnica, ale nie ma co wybrzydzać, bo takie okazje nieczęsto się trafiają.
O samym porterze nie będę się zbytnio rozpisywał - to ówczesny klasyk, 22% ekstraktu, 9,5% alkoholu. Swego czasu uchodził za jednej z lepszych, ale nie będę kłamał że pamiętam, jak smakował 14 lat temu. Data przydatności mojej butelki to sierpień 2004, więc piwo ma na oko około 14 lat (zakładając roczną datę przydatności do spożycia). Czy się udało? No pewnie się udało, skoro powstaje ten wpis, bo przecież nie opisywałbym niepijalnych farfocli, ale nie uprzedzam faktów i zapraszam dalej!
Mały blog o alkoholach; wrażenia z degustacji trunków wszelakich - od piwa, przez whisky, koniaki, wódki i wszelkie napoje dostarczające ciekawych doznań smakowych.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piwo vintage. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piwo vintage. Pokaż wszystkie posty
sobota, 10 czerwca 2017
środa, 4 grudnia 2013
Samichlaus Bier 2006
To piwo miałem sobie otworzyć dokładnie 6 grudnia, ale niestety, jak u większości uczciwie pracujących ludzi, tak i u mnie życiem steruje grafik pracowniczy. Zabieram się zatem za nie nieco wcześniej. Dziś w szkle wylądowało słynne piwo Św. Mikołaja, czyli austriacki Samichlaus Bier, zabutelkowany w roku 2006.
Co niezwykłego jest w tym piwie? W sumie dwie rzeczy. Pierwsza to jego moc. Imponujące 14% swego czasu czyniło zeń najmocniejsze piwo dolnej fermentacji (oczywiście uzyskujące swoją moc w naturalny sposób). Nie wiem, jak jest teraz, napis informujący o tytule najmocniejszego lagera na świecie zniknął już chyba z etykiety, ale to wciąż imponujący wyczyn.
Drugą, ważniejszą jak dla mnie cechą tego piwa, jest jego ograniczona produkcja. Warzone jest tylko jednego dnia w roku, dokładnie 6 grudnia (stąd też oczywiście jego nazwa). Potem leżakuje przez dziesięć miesięcy i trafia do butelek. Zatem moje zostało uwarzone w 2005 roku. Jest to więc produkt mocno ekskluzywny (zachowując przy tym dość rozsądną cenę), a pijąc je w mikołajki można sobie pomyśleć, że w Austrii właśnie pracują nad kolejną partią tego niezwykłego piwa.
Ale oczywiście poza samą otoczką równie ważny jest smak. Co więc dostanę od Św. Mikołaja? Pora sprawdzić!
Co niezwykłego jest w tym piwie? W sumie dwie rzeczy. Pierwsza to jego moc. Imponujące 14% swego czasu czyniło zeń najmocniejsze piwo dolnej fermentacji (oczywiście uzyskujące swoją moc w naturalny sposób). Nie wiem, jak jest teraz, napis informujący o tytule najmocniejszego lagera na świecie zniknął już chyba z etykiety, ale to wciąż imponujący wyczyn.
Drugą, ważniejszą jak dla mnie cechą tego piwa, jest jego ograniczona produkcja. Warzone jest tylko jednego dnia w roku, dokładnie 6 grudnia (stąd też oczywiście jego nazwa). Potem leżakuje przez dziesięć miesięcy i trafia do butelek. Zatem moje zostało uwarzone w 2005 roku. Jest to więc produkt mocno ekskluzywny (zachowując przy tym dość rozsądną cenę), a pijąc je w mikołajki można sobie pomyśleć, że w Austrii właśnie pracują nad kolejną partią tego niezwykłego piwa.
Ale oczywiście poza samą otoczką równie ważny jest smak. Co więc dostanę od Św. Mikołaja? Pora sprawdzić!
czwartek, 17 października 2013
De Molen, Heil & Zegen
Dziś mały jubileusz - setny post na blogu, nie mogło więc zabraknąć jakiegoś dobrego trunku. A że przy okazji, zupełnym przypadkiem (naprawdę, zupełnym przypadkiem) setny post zbiegł się z tysięcznym, zdegustowanym przeze mnie piwem, to wyciągnąłem coś ciekawego z piwniczki. Dziś w szkle wylądował De Molen Heil & Zegen, czyli po naszemu ocalenie i błogosławieństwo (ciekawe nazwy swoją drogą...).
Co tak wyjątkowego jest w tym piwie poza tym, że spędziło 5 lat w ciemnym pomieszczeniu? Choćby to, że według mojej wiedzy zostało uwarzone tylko raz. A więc mocno limitowana seria, numerowane butelki itp (w sumie było ich 384). Niby nic nadzwyczajnego w dzisiejszych czasach, gdy co chwilę dostajemy "super limitowaną, jedyną w swym rodzaju edycję", ale jednak miło spróbować czegoś, czego niewielu miało okazję się napić.
Pomijając już kwestie ilościowe, piwo tak czy inaczej jest całkiem interesujące. Styl to Imperial IPA, czyli mocniejsza wersja zwykłego IPA. Mocy faktycznie jest sporo, bo aż 10,8%. Nachmielono je amerykańskim Amarillo i czeskim Saaz. Dodatkowo dostajemy informację o kolorze - 123 EBC, i o goryczce - 92,6 EBU (to już okolice końca skali...). Zapowiada się więc bardzo treściwa "siekiera", ale okazja jest nie byle jaka. Zatem czas zacząć! Zapraszam dalej!
Co tak wyjątkowego jest w tym piwie poza tym, że spędziło 5 lat w ciemnym pomieszczeniu? Choćby to, że według mojej wiedzy zostało uwarzone tylko raz. A więc mocno limitowana seria, numerowane butelki itp (w sumie było ich 384). Niby nic nadzwyczajnego w dzisiejszych czasach, gdy co chwilę dostajemy "super limitowaną, jedyną w swym rodzaju edycję", ale jednak miło spróbować czegoś, czego niewielu miało okazję się napić.
Pomijając już kwestie ilościowe, piwo tak czy inaczej jest całkiem interesujące. Styl to Imperial IPA, czyli mocniejsza wersja zwykłego IPA. Mocy faktycznie jest sporo, bo aż 10,8%. Nachmielono je amerykańskim Amarillo i czeskim Saaz. Dodatkowo dostajemy informację o kolorze - 123 EBC, i o goryczce - 92,6 EBU (to już okolice końca skali...). Zapowiada się więc bardzo treściwa "siekiera", ale okazja jest nie byle jaka. Zatem czas zacząć! Zapraszam dalej!
poniedziałek, 18 marca 2013
Browary Łódzkie, Porter "vintage"
Dziś wysmarowuję pięćdziesiątego posta, więc ten mały jubileusz trzeba uczcić czymś specjalnym. Padło na Łódzkiego Portera. Oczywiście mógłby to być zwykły, obecnie dostępny porter - ale to by było zbyt proste (pomijając już fakt, że obecnie jest dostępny tylko w puszce - makabra!). Sięgnąłem zatem do swoich zapasów, i wydobyłem na światło dzienne piwo, które spędziło dobrych kilka lat w piwnicy. Ile dokładnie? Nie wiem, jak długi okres przydatności deklaruje producent, ale moja butelka ma na kontrze nadrukowaną datę 28.06.08. Wychodzi więc jak nic około pięciu lat, a przynajmniej cztery.
Ci, którzy leżakują portery wiedzą, że taki czas dla dobrego trunku nie stanowi wyzwania, a "przeterminowanie" portera o co najmniej kilka miesięcy pozwala mu odpowiednio dojrzeć i się ułożyć.
Nie będę ukrywał, że z pewnym niepokojem otwierałem tą butelkę (w piwnicy pozostała jeszcze zaledwie jedna). Nie chodzi nawet o fakt, że to prawie okaz muzealny - obawiam się raczej, że piwo przypadkiem utleniło się, straciło na aromacie... Wcześniejsze degustacje, które miały miejsce jakieś 2-3 lata temu, przebiegały nad wyraz pomyślnie. Było tak dobrze, że z dwóch skrzynek pozostały mi tylko dwie butelki, a w międzyczasie gruchnęła wiadomość, że Porter Łódzki będzie lany tylko w puszki! Wtedy właśnie te ostatnie butelki stały się dla mnie niezwykle cenne. Ale w końcu to "tylko" piwo, i kiedyś trzeba je wypić!
Ci, którzy leżakują portery wiedzą, że taki czas dla dobrego trunku nie stanowi wyzwania, a "przeterminowanie" portera o co najmniej kilka miesięcy pozwala mu odpowiednio dojrzeć i się ułożyć.
Nie będę ukrywał, że z pewnym niepokojem otwierałem tą butelkę (w piwnicy pozostała jeszcze zaledwie jedna). Nie chodzi nawet o fakt, że to prawie okaz muzealny - obawiam się raczej, że piwo przypadkiem utleniło się, straciło na aromacie... Wcześniejsze degustacje, które miały miejsce jakieś 2-3 lata temu, przebiegały nad wyraz pomyślnie. Było tak dobrze, że z dwóch skrzynek pozostały mi tylko dwie butelki, a w międzyczasie gruchnęła wiadomość, że Porter Łódzki będzie lany tylko w puszki! Wtedy właśnie te ostatnie butelki stały się dla mnie niezwykle cenne. Ale w końcu to "tylko" piwo, i kiedyś trzeba je wypić!
piątek, 28 grudnia 2012
Unibroue, La Fin du Monde "vintage"
Oficjalnego końca świata nie było, będzie więc mój mały, prywatny.
Przy okazji zacznę nowy cykl na tym blogu - stare piwa. Jako że taki nagłówek nie wygląda zbyt światowo - będzie się ten dział nazywał "piwa vintage". Może nie po polsku, ale fajnie... przynajmniej tak mi się wydaje.
Po co to komu? Ano czasem trafi mi się jakieś piwo, które wykazuje spory potencjał starzenia, i szkoda je wypić tak od razu. Warto więc wrzucić je do piwnicy i poczekać, jak się z nim czas obejdzie. Nie zawsze oczywiście będę miał możliwość porównania starocia z tym samym, świeżym piwem, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Na pierwszy strzał idzie piwo z kanadyjskiego browaru Unibroue - jasne La Fin du Monde, warzone w stylu tripel. Nie jest to może gatunek piwa uwielbiający długie leżakowanie, ale producent deklaruje, że piwo wytrzyma spokojnie 3-5 lat. Moje jest odrobinę starsze. Data produkcji to G303. Bardzo oryginalne, przyznacie. Tym ciekawsze, że browar zmienił chyba kodowanie, bo na swojej stronie nie podaje już metody odszyfrowania daty produkcji. Dobrze, że gdzieś w odmętach internetu udało mi się znaleźć informację.
Piwo pochodzi z lipca 2003 roku, więc ma już ponad 9 lat. Miałem pewne obawy co do tego, jak zniesie leżakowanie, ale chłodna piwnica i odpowiednia moc piwa (nieskromne 9% alkoholu) nieco mnie uspokajały. Zatem do dzieła!
Przy okazji zacznę nowy cykl na tym blogu - stare piwa. Jako że taki nagłówek nie wygląda zbyt światowo - będzie się ten dział nazywał "piwa vintage". Może nie po polsku, ale fajnie... przynajmniej tak mi się wydaje.
Po co to komu? Ano czasem trafi mi się jakieś piwo, które wykazuje spory potencjał starzenia, i szkoda je wypić tak od razu. Warto więc wrzucić je do piwnicy i poczekać, jak się z nim czas obejdzie. Nie zawsze oczywiście będę miał możliwość porównania starocia z tym samym, świeżym piwem, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Na pierwszy strzał idzie piwo z kanadyjskiego browaru Unibroue - jasne La Fin du Monde, warzone w stylu tripel. Nie jest to może gatunek piwa uwielbiający długie leżakowanie, ale producent deklaruje, że piwo wytrzyma spokojnie 3-5 lat. Moje jest odrobinę starsze. Data produkcji to G303. Bardzo oryginalne, przyznacie. Tym ciekawsze, że browar zmienił chyba kodowanie, bo na swojej stronie nie podaje już metody odszyfrowania daty produkcji. Dobrze, że gdzieś w odmętach internetu udało mi się znaleźć informację.
Piwo pochodzi z lipca 2003 roku, więc ma już ponad 9 lat. Miałem pewne obawy co do tego, jak zniesie leżakowanie, ale chłodna piwnica i odpowiednia moc piwa (nieskromne 9% alkoholu) nieco mnie uspokajały. Zatem do dzieła!
Subskrybuj:
Posty (Atom)