niedziela, 15 lipca 2012

Ardbeg 10 YO

O tej whisky napisano już chyba wszystko, co można było napisać. Razem z modą na whisky słodową odniosła ogromny sukces, a koncern LVMH umiejętnie to wykorzystał, mnożąc wersje Ardbega do ilości, których portfel ciekawego, przeciętnego amatora może nie wytrzymać. Ja póki co ograniczyłem się do podstawowej, 10-letniej wersji, choć nie ukrywam, że z chęcią spróbowałbym każdej z edycji - niestety mam problem ze znalezieniem żyranta...
Ale do rzeczy.

Whisky rozlewana w mocy 46%, nie jest filtrowana na zimno, kolor jasny, słomkowy.
Po nalaniu do szkła bardzo szybko atakuje całe otoczenie zapachem dymu i torfu - niestety nie da się jej wypić "po kryjomu". Nos w kieliszek i już można podziwiać całą złożoność zapachu - pierwsze są oczywiście dym, torf, trochę soli morskiej, gdzieś dalej pojawia się też jabłko i trochę rodzynek.
Na języku delikatnie słona, wyczuwalna jodyna i jakby "apteczny" aromat, pod nimi pojawia się świeżość cytryny, trochę przypraw - pieprz, cynamon. Mimo dominacji dymno - torfowych aromatów sprawia wrażenie świeżej i lekkiej.
Finisz jest lekko wytrawny, z nutami pieprzu i - jakżeby inaczej - soli i torfu.
Dodanie odrobiny wody wpływa znacząco na zapach - owoce stają się zdecydowanie bardziej wyraźne, już nie tak przytłoczone przez dym. Obok rodzynek pojawił się też ananas, dużo wyraźniejszy jest zapach jabłek.
Podobnie jest w smaku - Ardbeg bardzo łagodnieje, pojawia się lukrecja i toffi. W zasadzie każdy łyk tego trunku pozwala na odkrycie czegoś nowego, można spędzić wiele czasu na wyszukiwaniu niuansów...
Łatwo na fali uwielbienia dla tej whisky napisać, że jest bardzo dobra, bo w zasadzie ciężko spotkać kogoś, kto się z nami nie zgodzi. Mi ta wersja Ardbega bardzo smakuje, a jednocześnie - z racji końca butelki - stawia przed sporym dylematem - czy znów kupić butelkę 10-latki, czy może jednak zaryzykować nieco większy wydatek i spróbować jakiejś innej wersji.
Niezależnie od mojego zdania, myślę że każdy, kto eksploruje świat malt whisky powinien spróbować Ardbega - choćby dlatego, żeby wyrobić sobie o nim własne zdanie a przy okazji przekonać się, dlaczego dla niektórych malt-maniaków whisky spoza Islay nie jest zbyt interesująca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz