Ilość mocnych trunków produkowanych w Polsce, które są godne degustacji nie jest może zbyt wielka, ale zawsze da się znaleźć coś ciekawego. W poszukiwaniach warto przyjrzeć się temu, co produkuje się w miejscowości Krzesk na Podlasiu. O wódce Chopin słyszał pewnie każdy, a ci bardziej zainteresowani znają też zapewne Krzeską, Młodego Ziemniaka czy też serię Etiud. Nie są to może produkty, które wysypują się z półek we wszystkich marketach, ale chyba i nie taki cel przyświeca ich twórcom.
Dziś w moim kieliszku wyląduje kolejny ciekawy wyrób podlaskiego polmosu - likier Golden Rose. Producent pisze o nim, że to niezwykła kompozycja kwiatów, ziół i owoców pochodzących z Podlasia. Nie chwali się niestety, co dokładnie zawiera ta kompozycja (no, poza różą oczywiście), więc trzeba zdać się na swoje zmysły. Oddać jednak Golden Rose trzeba to, że bardzo zwraca na siebie uwagę. Oczywiście to, czy komuś podoba się to opakowanie, czy też nie, to tylko kwestia gustu. Mnie jednak ono zauroczyło. Ponoć to produkt skierowany nieco w stronę kobiet, ale kształtna butelka i pływający we wnętrzu kwiat zdecydowanie mają w sobie to"coś". Dobrze, że nie zrezygnowano z niego przy mniejszym opakowaniu, dzięki czemu można się cieszyć widokiem bez zbytniego nadwyrężenia budżetu (choć do miniaturki już nie udało się go wcisnąć).
Kończę jednak rozwodzenie się nad kwestiami estetycznymi (zaczyna to nieco trącić artykułem sponsorowanym...) i przystępuję do najciekawszego. Pora sprawdzić, co oferuje sam trunek.
Oczywiście wiadomo, że opakowanie nie "robi" trunku, ale jednak w niektórych przypadkach może nieco "rozmiękczać" pijącego. No bo przecież nikt nie nalałby jakiejś berbeluchy do takiej ładnej buteleczki, prawda?!
Ja jednak staram się zachować obiektywność, zaczynam więc wąchać... no i zostaję troszkę sprowadzony na ziemię. Przynajmniej na początku. Dlaczego? Pierwsze, co atakuje nozdrza, to aromat wody różanej, i to jest jak najbardziej na miejscu. Niestety zaraz za nim czai się mocna nuta alkoholowa. Ok, lekki rozpuszczalnik i odrobina zbożowych aromatów jest jak najbardziej na miejscu, w końcu to jednak alkohol. Zaskoczyła mnie jednak nieco ich intensywność. Po kilkunastu minutach mam wrażenie, że Golden Rose nieco się "przewietrzyła", nos pewnie też trochę się przyzwyczaił. Mamy więc różę, zboża, a to tego trochę innych akcentów. Są inne kwiaty (fiołki, wrzos), świeże siano, skórka pomarańczowa, odrobina mięty pieprzowej i miodu. Nie brakuje złożoności w zapachu, jednak alkohol nieco psuje zabawę, lekko paraliżując nos.
Przy pierwszym łyku nieco zaskoczyła mnie spora dawka słodyczy oraz to, że alkohol na języku jest praktycznie niewyczuwalny. Golden Rose jest lekko oleista, na wstępie atakuje słodką skórką pomarańczy, połączoną z miodem i przyprawami korzennymi. Po chwili pojawia się wanilia i trochę pieprzu, skutecznie kontrującego słodycz. Finisz jest przyjemnie rozgrzewający, słodko - pieprzny, z delikatną goryczką (ślad beczki?).
Na koniec pojawia się bardzo trudne pytanie - jak podsumować Golden Rose? Czy faktycznie jest to trunek wart wydania niemałych pieniędzy? Konkurencję ma raczej niewielką, oczywiście można kupić wiele tańszych wódek, oferujących zbliżone wrażenia smakowe, ale to raczej nie będzie to samo. Niewiele mamy takich trunków w Polsce, i z pewnością warto mieć butelkę czegoś wyjątkowego w zanadrzu, choćby po to, by udowodnić czasem gościom zza granicy, że nasz kraj to nie tylko zmrożona "czysta".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz