Wracam po dość długiej przerwie. Jestem, żyję i mam się dobrze, i jak zawsze obiecuję sobie, że w końcu zacznę coś publikować regularnie. Przy okazji chciałbym delikatnie pomajstrować przy samej formule bloga, ale wiadomo, że wyjdzie jak wyjdzie.
Czym więc by zacząć rok 2017? A może najlepszą whisky 2016 roku? Ci bardziej zorientowani zapytają "a którą najlepszą?", ci mnie zorientowani "a co to za whisky?". Będzie to zatem najlepsza wg. WWA, a została nią Old Pulteney 1989. Butelkowana w 2015 roku z mocą 46%, dojrzewała w beczkach po bourbonie, w których wcześniej jeszcze dojrzewała jakaś whisky torfowa. Nie wiadomo dokładnie jaka, słyszałem plotki o Laphroaig, ale to tylko plotki.
Jeśli chodzi o nagrody typu "najlepsze na świecie" to wiadomo, że podchodzić do nich trzeba z dużą rezerwą. W zasadzie można je nawet zignorować i traktować jako ciekawostkę przyrodniczą, choć patrząc na galopujące ceny zwycięzców - tych ogarniętych rządzą posiadania tej najlepszej wciąż jest wielu.
Ja swoją butelkę (a raczej jej część, tzn, część zawartości) dostałem w prezencie, z podpowiedzią "jak ci zasmakuje, to wersja 1990 jest bardzo podobna, może nawet lepsza". Cenna uwaga, bo jest też połowę tańsza.
Co więc wybrano jako tą najlepszą? Zapraszam dalej!
"Przewąchiwałem" sobie tą butelkę już wcześniej kilka razy, za pierwszym podejściem oczekując jakiegoś szoku i ekstazy, ale nic takiego nie nastąpiło. W następnych podejściach również, więc głowa trochę ostygła, butelka zajęła wygodne miejsce pośród innych, kurzących się na półce, i cierpliwie czekała na swoją kolej.
Jeśli chodzi o zapach, to po spróbowaniu kilku whisky z tej destylarni mogę z powagą znawcy stwierdzić, że "czuć od pierwszej chwili, że to destylat z Old Pulteney". Pierwszy, mocny aromat, to dojrzałe, lekko pieczone jabłka i cydr. Później szarlotka i wyraźny aromat wanilii, coś w stylu słodkiego kremu. Nie idzie to jednak w stronę cukierniczego ulepka - jest dość świeżo. Gdy whisky nieco się przewietrzy, do głosu dochodzą nieco bardziej wytrawne tony - zboża, pieprz, dąb, cedr, bardziej wyraźny robi się dym torfowy, choć ten ostatni na szczęście nie stara się dominować nad całością. Obok tego delikatnie wyczuwalna jest nuta skórki cytryny.
W ustach Pulteney znów jest bardzo delikatna, dominującym akcentem ponownie są dojrzałe jabłka. Poza tym trochę dymu torfowego, lekko zaznaczony dąb i odrobina pieprzu. Tak jak w zapachu - bardzo świeżo, lekko, ze świetnie ukrytym alkoholem i beczką, która jest, ale nie dominuje.
Końcówka jest lekko wytrawna, w niej najmocniej czuć torfowość Pulteney 1989.
Jak krótko podsumować moje spotkanie z Old Pulteney 1989? Dobra rzecz, ale klękać nie ma przed czym. Oceny choćby na whiskybase w okolicach 90 punktów są moim skromnym zdaniem nieco na wyrost. To przyjemna whisky, przy swoim wieku świeża, bez nadmiaru beczki, ale nie wywołuje jakiegoś wielkiego "wow". Może dlatego, że jest dość subtelna w aromacie, nie uderza języka jak bomba (może klika % więcej dodałoby intensywności), ale taki chyba był zamysł twórców.
Generalnie pije się ją przyjemnie, ale cena po wygraniu nagrody raczej nijak ma się do wartości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz