Po ostatnich, średnio udanych przygodach z piwem, czas na jakiś destylat. W dodatku nie będzie to żadna próbka, tylko butla full size (a co tam, czuć wiosnę w powietrzu, można zaszaleć). W dodatku butla zapowiadająca się na całkiem ciekawą, bo będzie to Caol Ila finiszowana w beczkach po moscatelu.
Póki co zetknąłem się tylko z jedną whisky z tej destylarni, ale za to była to znakomita wersja 18 - letnia.
Caol Ila Distillers Edition to podobno standardowa, 12 - letnia Caol Ila, która dodatkowe pół roku spędziła w beczce po słodkim winie. Diageo pisze, że wpływ drewna nie jest zbyt silny i oczywisty, i dobrze współgra z oryginalnym charakterem destylatu. Może więc chcieli dodać trochę nut moscatela, a może jednak mieli słabą beczkę, ale żeby wcisnąć klientom coś nowego, przepłukali ją zwykłą Caol Ilą, zaprojektowali nową etykietę i sprzedają prawie dwa razy drożej. Niestety standardowej dwunastolatki do porównania nie posiadam, a trzecia Caol Ila w barku to już lekki tłok, ale może za jakiś czas...
Teraz, żeby już nie przedłużać wstępu, zapraszam dalej na wrażenia z degustacji.
Na opakowania staram się nie zwracać zbytniej uwagi, ale myślę, że w przypadku tej whisky warto napisać słówko. Standardowe wersje są dość surowe (co nie znaczy, że mi się nie podobają), ta natomiast wygląda dużo bardziej elegancko. Czarna etykieta plus złoty kolor czcionki naprawdę dobrze się komponują. Prosto i elegancko.
Gdy już nasyciłem się estetyką butelki, jej zawartość mocno zaatakowała mój nos. Dym, jodyna, a do tego także słodycz - mandarynki, dojrzałe jabłka. Do tego specyficzny aromat, który określiłbym jako przepoconą koszulkę umorusaną towotem. Wpływ moscatela wydaje mi się niewielki, ale to na pewno nie minus. Oczywiście przy okazji nasuwa się pytanie - po co w takim razie kupować taką finiszowaną whisky? Ale to może na koniec.
Na języku jest dość słodko, a przy okazji lekko. Caol Ila jest nieco pieprzna, maślana, z odrobiną jabłek i gorzkiej czekolady. Dymna część jest niezbyt mocna (jak na whisky z Islay oczywiście), w finiszu pojawia się nieco spopielonego drewna, ale nie mam wrażenia żucia spalonej opony. Zresztą końcówka też nie jest zbyt intensywna, a w dodatku łagodzą ją nuty owocowe. Brakuje mi trochę więcej ciała na języku, finisz także jest nieco za krótki. Pije jednak tą Caol Ilę z przyjemnością, choć może chciałbym nieco więcej.
No i jeszcze o tym wpływie wina. Muszę się trochę przy okazji wytłumaczyć. Nie nabywałem tej butelki z myślą, że będzie to dymny ulepek, zrobiłem wcześniej pewne rozeznanie, a że trafiła się też okazja, to żal było nie brać. A whisky z tej destylarni jakoś mi "podchodzi". Nie martwi mnie więc, że wpływ moscatela nie jest zbyt duży. A jako codzienna whisky ta Caol Ila DE sprawdza się u mnie całkiem nieźle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz