Na Warszawskim Festiwalu Whisky najciekawszymi trunkami, jakich próbowałem, były rumy, a jednym z nich był J.M. VSOP. Wspominałem wtedy, że mam jeszcze w zanadrzu jednego przedstawiciela tej marki, i właśnie dziś on trafił na degustację. Chodzi o rum, a w zasadzie Rhum J.M. Gold. Tak po prostu Gold, nie ma chyba innej, oficjalnie funkcjonującej nazwy. Jest to drugi rum w hierarchii, niżej mamy jeszcze wersję białą. A przy okazji reprezentuje on typ rumu nieco rzadziej występujący na rynku, a mianowicie rum produkowany z trzciny cukrowej (a nie z melasy, jak w przypadku większości). Niewiele jest opcji na spróbowanie tego typu właśnie, kiedyś można było też znaleźć rum Clement. W skrajnym wypadku pozostaje nasz polski Golden Rum, ale to naprawdę w ostateczności, no chyba że chcecie się przekonać, iż warto czasem dorzucić kilka złotych na lepszą butelkę (choć GR można kupić w naszych swojskich seteczkach, strata jakby mniejsza...).
Na temat tego typu rumu nie będę się specjalnie rozwodził, bo są od tego lepsi fachowcy. Tylko jedna wskazówka jak go odróżnić - na etykiecie będzie stało "rhum agricole". I zazwyczaj z trzciny produkowane są rumy w koloniach francuskich. Tyle teorii.
J.M. Gold jest trunkiem dość młodym, według informacji producenta leżakuje w dębowych beczkach przez około rok. Niby mało, ale warto wspomnieć, że ciepły klimat przyspiesza dojrzewanie, a na pocieszenie rozlewają go z mocą 50%. Co z tego wyszło? Zapraszam dalej na wrażenia z degustacji.
Większa moc przy tak młodym destylacie może lekko niepokoić, ale na szczęście dramatu nie ma. Alkohol owszem lekko daje po nosie, ale nie jest to ilość, która by zniechęcała. W zapachu wyraźne, słodkie nuty ananasa i imbiru, do tego pomarańcze, a może mandarynki? Obecna jest też beczka i delikatny, jakby drożdżowy aromat, charakterystyczny dla młodych destylatów. Całość jednak jest przyjemna, lekka i świeża.
W ustach J.M. jest nieco bardziej ostry. Na początku znów imbir, ale już w wytrawnej formie, do tego pieprz, gorzkie cytrusy i beczka. Alkohol daje o sobie znać wyraźniej, niż w zapachu.
Finisz wytrawny, pieprzny i imbirowy, całkiem długi, jak na tak młody trunek.
Przy okazji opisywania J.M. VSOP wspomniałem, że preferuję nieco słodsze trunki. Tamten rum był bardzo dobry, ale może ciut zbyt wytrawny jak dla mnie. J.M. Gold jest zdecydowanie prostszy, bardziej "wulgarny", ale też trochę łagodniejszy w swojej wytrawności (choć oczywiście najlepsze byłoby bezpośrednie porównanie). Nie jest to może rum degustacyjny, ale myślę, że może stanowić ciekawy wstęp do tych bardziej poważnych rodzajów. Tani też niestety nie jest, bo w cenie około 100 złotych można już kupić całkiem niezłe, kilkuletnie rumy. Warto więc czy nie? Ja kupiłem, rozczarowany nie jestem. Ale pewnie za te pieniądze można trafić ciekawsze sztuki. Tyle że z melasy.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń