Jakiś czas temu na blogu pojawiło się Leffe Tripel, dziś pora na kolejne piwo tej marki, chyba w jednej z najmniej znanych u nas wersji - Leffe 9 Rituel.
Co to za piwo? Prawie na pewno najmocniejsze w gamie (cyfra w nazwie to moc), choć oczywiście jak na warunki belgijskie nie jest to nic nadzwyczajnego. Oczywiście górna fermentacja, producent określa je jako połączenie owoców i goryczki. Opis dość powściągliwy, więc najlepszą metodą będzie sprawdzić je osobiście. Nie ma więc co przedłużać wstępu, zapraszam dalej na moje wrażenia z degustacji Leffe 9.
Producent zaleca degustacje w 6-8 stopniach, trochę mało, choć w lodówce mam jeszcze chłodniej, więc w trakcie okaże się, kto miał rację.
Piana niezbyt obfita, choć cienka warstwa utrzymywała się dzielnie do końca. Spora w tym pewnie zasługa szkła z "pobudzaczem" w denku.
W nosie przyprawy korzenne, ciasteczka, karmel, toffie. Będą w końcu te obiecane owoce? A i owszem. Ale suszone, razem z rodzynkami. Do tego trochę dojrzałych bananów, ślad miodu i słodu. Więc generalnie wszystko póki co się zgadza - jest owocowo-przyprawowy klimat. Tylko że spora słodycz kojarzy mi się z polskimi piwami z kategorii "super mocne", bo zapach Leffe 9 jakoś wybitnie wyrafinowany nie jest. Ale może będzie lepiej smakować.
W ustach dalej ta sama historia - ciasteczka korzenne, imbir, cynamon, toffie i słód. Leffe 9 jest nieco alkoholowe, i ta przypadłość nie zanika niezależnie od temperatury - czy zimne, czy cieplejsze, czuć moc.
Finisz jest nieco alkoholowy, z owocowo-słodową nutą i śladem przypraw.
Generalnie wrażenia mam lekko mieszane. Nie chodzi o to, że piwo jest niesmaczne. Wręcz przeciwnie - mimo swojej mocy (choć wiadomo, jak na Belgię to żaden szok) pije się zadziwiająco lekko. Ale nie wzbudza niestety żadnych emocji. Ot, standardowy "belg", piło się wiele dużo lepszych, ale też pewnie kilka gorszych. A przy okazji w głowie cały czas skojarzenie z naszymi piwami super mocnymi. Może nieco krzywdzące, bo w ich przypadku ciężko wypić butelkę bez grymasu zniesmaczenia, ale pewne aromaty są zbliżone.
No nie będzie to moje ulubione Leffe, choć spróbować warto, a nuż komuś taki smak podejdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz