piątek, 2 października 2015

Underberg

Ostatnio pojawiło się kilka bitterów na blogu, idę więc za ciosem, i dziś będzie kolejny.
Tym razem będzie to prawdziwy celebryta wśród ziołówek, znany pewnie każdemu - Underberg. I pewnie wielu od razu zapyta "po co degustować to świństwo, przecież to się pije awaryjnie przy przejedzeniu itp". Moim zdaniem na problemy z trawieniem najlepsze są krople żołądkowe z apteki (choć znam przypadki, gdy były wykorzystywane w innych, zdecydowanie niemedycznych celach, ale co kto lubi), a skoro ktoś sprzedaje to komercyjnie, to pewnie też zadbał o to, żeby jednak dostarczało jakichś wrażeń smakowych. Poza tym - warto wiedzieć! Ludzie robią się w obecnych czasach bardzo miękcy, producenci starają się dostosowywać do coraz mniej wyrafinowanych gustów, wszędzie pełno cukru i łagodności. A takie trunki, jak Underberg, stają się bohaterami różnych legend i opowieści, głównie z cyklu "ależ to paskudne, ale od razu nam pomogło". Wiadomo, że jak coś nie jest słodkie, to jest paskudne, szczególnie alkohol. Ale mimo to poświęcę się i sprawdzę. Co z tego wyjdzie? O tym dalej!

O Underbergu warto przytoczyć kilka ciekawych informacji, zanim zacznę dzielić się wrażeniami z degustacji. Występuje tylko w tych malutkich, owijanych papierem buteleczkach. Innych rozmiarów nie ma. Tylko 20 ml. Twierdzisz, że na pewno widziałeś w większej butelce? Nein! Nur 20 ml!
Poza tym do produkcji wykorzystywane są zioła z 43 krajów bla bla bla... i praktycznie nie używają cukru. Ledwie 0,17 grama fruktozy na 100 ml! Zapowiada się ciekawie! Poza tym Underberg jest koszerny, aj waj!
No dobrze, ale w końcu jak to pachnie i smakuje?
Nos lekko alkoholowy, odrobinę ostry. Oczywiście zioła, anyż, koper włoski, trochę pieprzu. Pojawiają się też ciemne owoce - jeżyny i tarnina, może odrobina porzeczki? Jest też coś, co określiłbym jako nutę piernikową - było przy 999, pojawiło się i teraz. Tu jednak w mniej słodkiej formie.
Pierwszy łyk biorę bardzo skromny, bo w buteleczce było tylko tyle, ile widać na zdjęciu. Dolewek nie będzie! Pierwsze wrażenie? Naprawdę dodają tak mało cukru? Ok, nie jest bardzo słodko, ale odrobinę słodyczy da się wyczuć. Co prawda uczucie szybko znika, zepchnięte z języka przez ziołową goryczkę, ale jednak ślad był. Potem już nie ma żartów. Goździki, cynamon, anyżek, coś w stylu mięty pieprzowej, jakiś apteczny aromat. No tak, to już bitter pełną gębą. Widać, a raczej czuć, że nie zestawiali tego, żeby sobie Underberga popijać u cioci na imieninach pod przypalony makowiec. Ziołowo, wytrawnie, pieprznie. A w finiszu nieco zaskakująco, bo odrobinę owocowo. Ale naprawdę odrobinę. Wspominałem coś wcześniej o kroplach żołądkowych? Jesteśmy naprawdę blisko. Ba! wydaje mi się nawet, że krople z apteki są słodsze, choć dawno ich nie piłem.
Ale muszę przyznać, że Underberg bardzo przyjemnie odświeża podniebienie. Ziołowo - korzenny posmak utrzymuje się bardzo długo, dla miłośników goryczki to może być dobry typ.
A na koniec stwierdzam, że dobrze dobrali rozmiar buteleczki - 20 ml to optymalna ilość, choć pewnie i z taką niektórzy będą mieli problem. Spróbować koniecznie, bo Underberg chyba zamyka od góry skalę kategorii "bitter"!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz