Jakiś czas temu pojawiło się na blogu piwo z belgijskiego De Struise, dziś pora na kolejne. Styl będzie zupełnie inny, ale jak najbardziej interesujący.
W szkle wylądował Westoek XX, piwo w stylu Flemish Triple Ale. Lubię belgijskie tripele, więc z zakupem się specjalnie nie wahałem, choć słówko "flemish" wprowadzało pewną dawkę niepewności. Kwaśny tripel? Tego jeszcze nie przerabiałem, te dwa style jakoś nie do końca wydawały mi się możliwe do połączenia, ale Belgowie sporo potrafią. Więc z lekkim podnieceniem, posprzątawszy piwo, które wyskoczyło z butelki, przystąpiłem do degustacji.
Przed otwarciem myślałem, że kwasek będzie lekki, że będzie stanowił nieco orzeźwiający dodatek w klasycznym tripelu. Było jednak nieco inaczej.
W nosie już na starcie cała masa cytrusów, właściwie cytryn. Do tego kwaśne landryny, a dopiero dalej odrobina cukru kandyzowanego i słodu. Jest też bardzo lekki aromat chmielu. Zaskakująco, dość ciekawie, w ciemno można by to piwo pomylić z jakimś gueuze.
W ustach od początku dominuje wyraźna, cytrusowa kwasowość. Język z czasem się do niej przyzwyczaja, i wtedy dobrze równoważy się z nutami słodu i kandyzowanych owoców. Czyli hybryda jak najbardziej udana, bo pozwalająca pokazać się każdej ze składowych.
Finisz zgodnie z oczekiwaniami - trochę cytrusów, i delikatna, chmielowa goryczka.
Podsumowując - nie jest to piwo, które zadowoli miłośników ciężkich, oblepiających usta "trójek", tak jak i nie zadowoli w pełni lubiących ekstremalne kwasy. Ale jest czymś idealnie pośrodku. I co najlepsze - dzięki orzeźwiającej kwasowości pije się to piwo fenomenalnie lekko! Pomimo 8% alkoholu znika ze szkła momentalnie. Może nie dostarcza jakichś poruszających wrażeń, ale bez wątpienia należy do piw wartych spróbowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz