środa, 28 października 2015

Glendronach 11 YO 2002/2013 57,2%

Dziś w końcu jakaś whisky. A nawet nie "jakaś", ale całkiem porządna. Z jednej beczki, nierozcieńczana, niebarwiona i niefiltrowana. Choć akurat te przymioty nie robią chyba teraz na ludziach specjalnego wrażenia. Ale jeśli powie się jeszcze, że to Glendronach? No to wtedy zaczyna być ciekawie. Bo destylarnia dobrą renomę ma, póki co nie rozmienia się na drobne, butelkując jakiś szajs, więc warto od czasu do czasu spróbować czegoś od nich.
A ta edycja, składająca się z 701 butelek, została rozlana specjalnie dla portalu whiskybase.com. Jeśli ktoś jest ciekawy jak wygląda - proszę: https://www.whiskybase.com/whisky/46758
Ale wiadomo, że smak jest najważniejszy, więc żeby już nie przedłużać...


Whisky była leżakowana w beczkach po sherry Oloroso, co przełożyło się na piękny (choć wg. znawców - dość jasny, jak na ten typ beczki) kolor.
Wąchając tą whisky czułem się, jakbym wszedł do ziemianki, wypełnionej chemikaliami. Z jednej strony trochę wilgotnej ziemii i kory, coś jakby butwiejące liście. Z drugiej zupełnie inne aromaty - lekki aceton, coś jakby siarka i... coś jeszcze. Odkamieniacz, coś do dezynfekcji? Trochę dziwne, ale ciekawe. A poza tym już bardziej klasycznie - przyprawy korzenne, gorzkie pomarańcze, odrobina gorzkiej czekolady. Pomiędzy tym wszystkim lekko daje o sobie znać alkohol, ale nie przeszkadza zbytnio.
W ustach Glendronach początkowo jest lekko słodki, z aromatami toffie, rodzynek i likieru pomarańczowego. Później robi się bardziej wytrawny, z nutami orzechów laskowych i pieprzu, wzbogaconymi o sporą dawkę dębu.
Finisz wytrawny, pieprzny, dębowy, z aromatem wiórków kokosowych. Lekko alkoholowy.
Ciekawa whisky, trochę czuć, że to jednak młodzieniaszek, ale z ambicjami. Alkohol daje nieco o sobie znać, może trochę zbyt mocno, ale jeśli już się do niego człowiek przyzwyczai, to robi się całkiem przyjemnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz