czwartek, 23 czerwca 2016

Rochefort 10

Niby za oknem żar sączy się z nieba, ale z okazji dnia ojca postanowiłem sobie zdegustować jakieś "konkretne" piwo. Różnych zawodników wagi ciężkiej testowałem w ostatnim czasie, raz lepszych, raz gorszych. Dziś pora na pewniaka, takiego, który po prostu nie może zawieść. W końcu czołowe miejsca w rankingach najlepszych piw świata muszą o czymś świadczyć, prawda? A może jednak nie do końca?
Oczywiście z tym piwem miałem już kiedyś styczność, ale było to dawno temu, i trochę innych trunków przewinęło się już przez moje podniebienie. Jak teraz posmakuje mi Rochefort 10? Naprawdę jestem ciekaw. Zapraszam więc dalej.



Od razu na starcie jedna, dość istotna informacja - piwo trafiło mi się dość młode. Data przydatności do 2021 roku, więc pewnie niedawno opuściło mury browaru. Przy takiej mocy (11,3%) to dość istotne, ale mam nadzieję, że nie popsuje mi zabawy.
Piana na piwie nie jest specjalnie okazała, a w dodatku mocno syczy przy nalewaniu. Młodość musi się wyszumieć? Na szczęście szkło ma małe nacięcie na denku, i skutecznie utrzymuje odpowiednią warstewkę.
Zapach nie jest przesadnie intensywny, ale jak już nieco się w Rochefort 10 "wwąchać", to można znaleźć sporo ciekawych nut. Dobra, gorzka czekolada, suszone śliwki, rodzynki, może odrobina żurawiny. Jest ślad drożdży, trochę przypraw korzennych, nie ma za to nawet śladu alkoholu. Mimo, że piwo nie było zbyt chłodne (a może właśnie dzięki temu?). Mam wrażenie, że z czasem piwo nieco bardziej się otwiera, zapach zyskuje na intensywności, pojawia się aromat piernika z marmoladą.
W ustach Rochefort 10 jest niezwykle gładki, a przy swoich imponujących parametrach - względnie lekki. Miło rozlewa się na podniebieniu, jest miękki, nieco gęsty i likierowaty. Słodki, ale jest to słodycz na poziomie gorzkiej czekolady 70% - wyczuwalna, ale nie silna i ulepkowata. Słodycz wspomnianej czekolady, znów śliwki, odrobina dojrzałego porto, coś w stylu suszonej żurawiny bądź porzeczki, ślad kwasowości. Goryczka wyczuwalna dopiero gdzieś w finiszu, ale jest bardzo delikatna. Alkohol... jest. Nie da się ukryć, że moc lekko daje o sobie znać, ale mi to zupełnie nie przeszkadza.
Wydaje mi się, że młody Rochefort 10 jest jeszcze trochę zamkniety, potrzebuje czasu, żeby dojrzeć i pokazać wszystko, co ma do zaoferowania. Nie chodzi o to, że jest niesmaczny, ale mam wrażenie, jakby wszystkie aromaty nie docierały do języka z pełną intensywnością. Możliwe też, że mam słabszy dzień, ale kilka lat w piwnicy temu piwu na pewno nie zaszkodzi.
Tak czy inaczej, moim zdaniem to pozycja obowiązkowa dla każdego fana ciężkich piw. Dość powszechnie dostępna, za rozsądną jak na swoje walory kwotę. Może nie krzyczy do klienta "kup mnie, jestem niesamowitym super-piwem", ale właśnie ta skromna elegancja opakowania niesamowicie mi się podoba. Coś jak dobry garnitur czy buty, ale o tym już chyba kiedyś pisałem. Pić, kupować, degustować, bo to naprawdę kawał dobrej roboty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz