Dziś w szkle kolejna z ciekawostek, warzonych przez mój ulubiony browar - Żytnie z Browaru Konstancin. Choć od razu w trakcie pisania tych słów przychodzi myśl - czemu to piwo jest ciekawe? Czy dlatego, że reprezentuje jako jedyne w Polsce (bądź jedno z niewielu) jakiś styl piwa, czy może dlatego, że w tym właśnie stylu stanowi ciekawostkę? Odpowiedź jest oczywiście bardzo prosta, i niestety niezbyt optymistyczna. Mamy oto w naszym pięknym kraju całą masę piw w stylu zaoceanicznych "elji", natomiast dobrych piw w stylach bardziej typowych dla tej części Europy warzy się u nas niewiele. Bo też ile prawdziwych pszenic czy koźlaków mamy? W chwili obecnej chyba nawet porterów mamy mniej niż wszelkiej maści IPA. Trochę to zaskakujące.
Ale nie czas narzekać, trzeba się cieszyć tym co mamy. Mamy zatem Żytni Konstancin, który jest wyjątkowy, bo jest żytni. Niezbyt to popularny typ piwa, nawet u naszych zachodnich sąsiadów. Tym bardziej cieszy więc, że regionalny browar podjął się warzenia tak mało popularnego trunku. Jak mu to wyszło? Zapraszam dalej.
Piwo jest niefiltrowane (kiedyś była też wersja filtrowana, i chyba wciąż występuje), co w połączeniu z ładną, pomarańczową barwą trunku, daje bardzo przyjemne wrażenia optyczne.
Po zbliżeniu nosa do szklanki pierwsze co przychodzi do głowy to to, że mamy nalaną jakąś treściwą pszenicę. Są owoce, słód, drożdże, goździki, plus trochę razowego, żytniego chleba. Dopiero ta chlebowa nuta pokazuje, z jakim typem piwa mamy do czynienia. Zapach jest niezwykle przyjemny, choć kwasowa nutka może niektórym sugerować, że piwo się psuje (co w przypadku piwa z Konstancina jest całkiem możliwe niestety...).
Na języku piwo jest bardzo gładkie, miękkie. Początek znów nieco podobny do pszenicy - trochę drożdży, dojrzałe owoce. Po chwili jednak robi się dużo ciekawiej. Do głosu zaczyna dochodzić słód żytni, który wprowadza do smaku przyjemną kwasowość, dobrze przełamującą bananowo-drożdżowy monopol. Dzięki temu piwo jest lekkie, orzeźwiające, a z każdym łykiem rośnie ochota na następny.
Finisz to bardzo ciekawe połączenie wyraźnej, chmielowej goryczki z cierpkim aromatem świeżych grejpfrutów. Przyznam szczerze, że jak na taki rodzaj piwa (w sumie zbliżony smakowo do pszenic), ilość goryczki jest nawet lekko zaskakująca - nie spodziewałem się, że będzie aż tak zaznaczona. Co oczywiście - przynajmniej dla mnie - nie jest żadną wadą.
No i bym zapomniał - piana! Jest! Na zdjęciu może niezbyt okazała (musiałem podładować baterię od aparatu, nieco opadła w tym czasie), ale trzyma się dzielnie na piwie do samego końca.
Co więc w podsumowaniu? Piwo, którego koniecznie trzeba spróbować, żeby wiedzieć, co ciekawego warzy się w naszym kraju. Bo może nie jest rzemieślnicze i trendy, ale jest zwyczajnie smaczne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz