Dziś znów lekko egzotycznie, choć wielu z pewnością słyszało o tym trunku. W szkle Ararat 10 - letni, zwany Akhtamar. Wysokiej klasy brandy, nazywana też często armeńskim koniakiem, choć wiadomo, że Francuzi pilnują swojego, i bardzo nie lubią używania tej nazwy przez innych (choć chyba na butelkowanych w Rosji brandy słowo "cognac" pojawia się często, tak gdzieś słyszałem...).
Myślę jednak, że określanie tego trunku mianem koniaku jest dla niego nieco krzywdzące, bo Ararat wolałby być zapewne kojarzony jako odrębna marka, a nie jako klon francuskiego destylatu, produkowany na krańcu świata.
Ale nie ma co dywagować. Trochę faktów. Destylat powstaje w całości z gron armeńskich. Dojrzewa w beczkach z kaukaskiego dębu - drzewa nań ścinane rosną co najmniej 70 lat. Dąb jest po ścięciu sezonowany 36 miesięcy, potem powstają z niego beczki. Czy stosuje się beczki nowe, czy używane - tego niestety się nie dowiedziałem. Ale na zdrowy rozsądek - pewnie nie leżakują całości w nowym dębie, bo po 10 latach byłaby to niezły likier dębowy. W sieci można obejrzeć filmik z krótkiej wycieczki po piwnicach Araratu, swoją beczkę ma tam nawet Lech Wałęsa!
No ale w końcu najważniejsze - jak to smakuje? Zapraszam dalej!
Jeśli chodzi o wygląd butelki i etykiety - to oczywiście kwestia gustu. Mi się podoba. A najbardziej podoba mi się pojemność - tylko pół litra, więc niższa cena i mniejszy żal, jak nie będzie smakować.
Zapach to sporo rodzynek, ale na szczęście nie jest to "wywar rodzynkowy", jak często bywa w przypadku tańszych brandy. Jest też trochę przypraw korzennych, kakao, mentolu, pasty do podłóg i wanilii. Alkohol delikatnie drażni nos, ale da się to wytrzymać. Ogólne wrażenie jest bardzo dobre - przyjemny, złożony, bez dominującej beczki czy też ordynarnej słodyczy.
W ustach Ararat Akhtamar początkowo jest lekko słodki, oczywiście trochę rodzynek, ale też suszonych śliwek i daktyli. Do tego odrobina kakao i melasy, a w finiszu lekka pieprzność, delikatna dębowa goryczka i zmiana charakteru na wytrawny. Alkohol bardziej wyraźny, niż w zapachu, Ararat nie przepływa jednak aksamitnym strumieniem przez podniebienie. Nie jest to jednak moim zdaniem jakaś wada, bardziej charakter trunku. Tym bardziej, że dość dobrze komponuje się z lekko wytrawnym charakterem całości. Bo Ararat 10 Akhtamar zdecydowanie nie jest słodką, "lekką, łatwą i przyjemną" brandy. Tym różni się od choćby niektórych tańszych koniaków, które jakby chciały schlebiać tym mniej wyrobionym podniebieniom. Nie jest to może destylat, który powalałby na kolana i zapadał w pamięć na długie tygodnie, ale myślę, że w swojej cenie (ok. 130 zł) stanowi wartą rozważenia opcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz