wtorek, 24 maja 2016

Przyszedł czas na belgijski kwas!

Zdjęcie z wikipedia.org
W końcu się udało! Butelki stały i dojrzewały od pewnego czasu. Ale jakoś ze szwagrem nie mogliśmy się spotkać na degustację, a samemu takie rzeczy trochę szkoda pić.
W końcu jednak udało się! Ciepłe popołudnie, trzy ciekawe butelki, i nas dwóch. W zasadzie było nas troje, ale żona, powiedzmy dyplomatycznie, dość sceptycznie podchodzi do niesłodzonych geuze.
Oczywiście najważniejszą kwestią jest, co to za butelki. Lindemans - ale uprzedzając narzekających, nie taki sobie zwykły Lindemans, potem mniej znany u nas Oud Beersel, i na koniec klasyk, którego zabraknąć nie mogło - Cantillon. Pite w kolejności odwrotnej do dojrzałości, bo w sumie czemu by nie? Najpierw starszyzna, młodzież niech wyszaleje się na końcu. Jak udała się ta impreza? O tym dalej.



Pierwszym piwem tego wieczoru był Lindemans. Napisałem, że nie taki zwykły, co więc w nim interesującego? Otóż to Lindemans Cuvee Rene Special Blend 2010. Jest mieszanką 4 - letniego lambica z młodym piwem. Wypuszczono na rynek 15 tys butelek, więc jak na piwo ilość nie największa. A dlaczego akurat od niego zaczęliśmy, a nie zostawiliśmy go sobie na koniec degustacji? To w sumie mój wymysł. Piwo bardziej ułożone, żeby nie zmęczyło nam języków już na starcie. Czy to dobre podejście? Ktoś bardziej obeznany w temacie piw kwaśnych mógł by pewnie popukać się w czoło, ale my lubimy uczyć się na swoich błędach.
Co do samego piwa. Bardzo ładny, brązowo - bursztynowy kolor, z mikrą pianą, ale całkiem sporym nasyceniem.
Zapach to obowiązkowa końska derka (tak prościej - koń w stajni), kwaśne jabłka, ocet jabłkowy, pestka i całkiem wyraźna nuta beczki. Przyjemny, z dobrą intensywnością, orzeźwiający.
W ustach oczywiście wyraźna kwasowość, w jabłkowym stylu. Sporo taniny, beczka znów wyraźnie zaznacza swoją obecność. Są też gorzkie cytrusy i mocna pestka. Piwo dość wytrawne, a przy tym też nie morderczo kwaśne. Z dobrą złożonością, i w sumie całkiem przystępne. Dobre wejście w świat tych klasycznych geuze, jeśli ktoś będzie chciał zrobić krok do przodu po spróbowaniu marketowych, słodzonych "kwasików".

Drugim piwem był Oud Beersel Oude Geuze Vieille. Piwo niezbyt znane u nas, więc tym bardzie warte spróbowania. Jest mieszanką piw 1, 2 i 3 - letnich, więc odrobinę młodsze, niż Lindemans.
Co ciekawe - po przelaniu piana wcale nie chciała znikać! Nie tworzyła co prawda jakiejś bardzo okazałej czapy, ale trochę zaprzeczyła ogólnie panującemu poglądowi, że piwa tego typu piany nie posiadają. Na pewno dobrze wpływało na nią spore wysycenie, skutecznie potrzymujące strukturę licznymi bąbelkami.
W zapachu oczywiście pojawiła się końska derka, razem z nią agrest, biała porzeczka, kwaśny grejpfrut i trochę pestki. Piwo bardziej "czyste" w aromacie od Lindemasna, zapewne przez skromniej wykorzystaną beczkę.
W ustach Oud Beersel jest kwasowy, niezwykle orzeźwiający, z dużą dawką owoców - grejpfrutów, agrestu, kwaśnych jabłek, może nawet odrobiną niedojrzałego kiwi? Do tego pestka, trochę goryczki i ziarna pszenicy. Świetne piwo, mocno kwasowe, ale przy okazji też pełne, owocowe. Zaskoczyło na plus, bo zakładałem, że będzie to taki przerywnik pomiędzy lepszymi pozycjami, a okazało się pełnoprawnym uczestnikiem degustacji.
A na koniec został nam klasyk - Cantillon Gueuze 100% Lambic Bio. Piwo to oczywiście mieszanka lambiców w różnym wieku - od 1 do 3 lat. Piwo warzone jest ze zbóż uprawianych ekologicznie.
Tu już tradycji stało się zadość - piany nie było. Piwo miało też najjaśniejszą barwę, ale czy to sprawa beczek, czy warzenia, tego nie wiem.
W zapachu było najbardziej ascetyczne spośród próbowanych piw. Umiarkowanie intensywne, oczywiście kwasowe, ale też z wyraźnymi aromatami ziaren i lekką mineralnością. Nut owocowych zdecydowanie mniej, niż w Oud Beersel.
W ustach kwaśne grejpfruty połączone z wyraźnym aromatem ziaren pszenicy, do tego pestka, sporo goryczki i mineralności. Piwo jest dość wytrawne, ale w sumie całkiem przystępne. Kwasowość jest wyraźna, ale nie szokuje, za to cudownie orzeźwia. Świetne piwo, nieco inne od poprzednich, ale czy obiektywnie mogę stwierdzić, że było najlepsze? Raczej nie.
Na pewno każde z degustowanych piw było inne - Lindemans to świetne połączenie kwasowości z beczkową taniną, Oud Beersel to geuze bardziej obfite, owocowe. A Cantillon to "kwas" elegancki, nieco ascetyczny. Bez wątpienia jednak każde z piw jest warte spróbowania, a przy dobrej pogodzie, w ciepły dzień na pewno będą smakować jeszcze lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz