Dziś starcie ze swego czasu najstarszym Arranem w historii. Wypuszczony w (jakżeby inaczej!) limitowanej ilości 9000 butelek, leżakowany ponoć wyłącznie w beczkach po sherry, chyba też bez dodatku karmelu filtracji na zimno.
Dość szybko Arran siedemnastoletni przestał być najstarszy w rodzinie, bo w następnym roku pojawił się, oczywiście limitowany, Arran pełnoletni. "Ekskluzywność" serii chyba za bardzo nie poruszyła konsumentów, bo butelki wciąż można bez trudu kupić w normalnych cenach. Poza tym, teraz praktycznie każda butelka jest "ekskluzywna i limitowana", więc ludziom ta wyjątkowość lekko się opatrzyła. Może więc przynajmniej sama whisky jest niezła? Kiedyś nawet opisywałem tu wersję 14 - letnią. Nie była to jakaś poruszająca whisky, ale dała się wypić z jakąś tam przyjemnością. W smaplu czeka jeszcze NAS Lochranza, i tej wersji już nieco się obawiam, ale kiedyś pewnie przyjdzie na nią czas. 17 powinna być najlepszym, co ma do zaoferowania destylarnia, ale czy będzie czymś dobrym? Pora sprawdzić.
Zapach dość typowy jak na Arran, czyli z dominującymi akcentami owocowymi. Świeże, kwaśne jabłka, dojrzałe brzoskwinie, coś w stylu sernika ze skórką pomarańczy. Ale pojawiają się też nieco ostrzejsze nuty - przyprawy korzenne (imbir, trochę kolendry?) i świeże drewno. Całość, cóż, niezbyt wyrafinowana, siedziałem przy kieliszku ze 20 minut i nie nastąpiła jakaś znacząca ewolucja w zapachu. Widać Arran 17 wszystko, co najlepsze, pokazuje od razu na starcie.
W ustach na początku jest zaskakująco ostra - pieprzna, dębowa, wyraźnie wytrawna. Nie do końca tego się spodziewałem. Potrzymana chwilę na języku, ujawnia w końcu nuty cytrusowe, okraszone odrobiną owocowej słodyczy, ale nie do końca jest to taki prosty "słodziak", na jakiego się nastawiałem. Nie oznacza to też od razu, że whisky stała się przez to bardziej wyrafinowana. Ot, po prostu ma bardziej wytrawny charakter, który mi akurat średnio odpowiada.
Finisz jest pieprzny, dębowy, wytrawny, z delikatnymi aromatami cytrusów i miodu.
Podsumowując krótko - nie jest to whisky, która mi "podeszła". Niezbyt wyrafinowana, ostra, pieprzna i trochę alkoholowa w charakterze - to nie są cechy, które lubię. Na whisky do codziennego użytku dla mnie się nie nadaje, jest za wytrawna, zbyt agresywna i zbyt prosta. Przy cenie w okolicach 350-400 złotych nie dziwię się wcale, że nawet mimo "limitowanego" wypustu wciąż można ją bez problemu nabyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz