Święta, święta, i po... Tak, to popularne powiedzonko budzi agresję chyba w każdym, kto po świątecznym obżarstwie musi zawlec swoją przekarmioną fizjonomię do pracy/szkoły itp. A przecież było tak pięknie... I tyle świątecznych piw do wypicia, a tylko dwa dni świąt. W dodatku niezwykle ciężkie dwa dni, z masą jedzenia z przeciwnych biegunów smakowych. Śledzie, pierniki, serniki, karpie... Jak pomiędzy to wcisnąć piwo tak, żeby poczuć jego smak? Spore to wyzwanie, więc chyba najlepiej poczekać, aż święta się skończą. Ja tak właśnie zrobiłem ze swoim Reniferem z browaru Widawa. Co prawda czasu na konsumpcję poświąteczną nie ma zbyt wiele (termin ważności do 28 grudnia), ale jak nie trzeba iść do pracy zaraz po świętach... Zatem wyciągam rogacza z lodówki i do dzieła!
Jak można się dowiedzieć w sieci, piwo posiadało wersję z lakowanym kapslem i wersję bez laki. Ja trafiłem tą lepszą, lakowaną. To znaczy tak mi się wydawało, że lepszą. O ile usunięcie jej z wierzchu kapsla to niewielki problem, o tyle nalanie piwa bez "wkładki" było pewnym wyczynem. Pewnie można ładnie przygotować szyjkę przed otwarciem, i pewnie tylko ja narzekam... Mniejsza o to, z ozdóbkami często tak bywa, że wyglądają ładnie, ale są niezbyt praktyczne.
Co do samego piwa - ma pianę! Może nie wytrwa ona na piwie do Nowego Roku, ale przez solidne kilkanaście minut można się na nią gapić.
W międzyczasie można zerknąć na kontrę, celem poczytania co nieco o tym piwie. Recepturę opracował Tomasz Kopyra - znany z pewnością czytelnikom browar.bizu, ma też własnego bloga. Skład jest dość bogaty - 7 słodów, 3 chmiele, do tego przyprawy i chipsy dębowe do leżakowania! Sporo tego, oby podniebienie jakoś się w tym wszystkim połapało...
Zapach nie jest zbyt intensywny, złożoność też mniejsza, niż wskazywałaby ilość składników, użytych do produkcji. Pierwszy plan to przyprawy - głównie kardamon i gałka muszkatołowa, za nimi lekko przebija się gorzka czekolada i bardzo specyficzny aromat coca coli (coś znanego z Czarnej Fortuny, tu na szczęście jest mało intensywny). W sumie całkiem przyjemnie, na szczęście piwo nie krzyczy do nosa "jestem piernikiem!!!".
Na języku początek jest delikatnie słodki, później szybko do głosu dochodzą przyprawy. Tworzą one razem z chmielem mocną mieszankę, nadając piwu przyprawowo - kwaskowaty charakter. Dominują zdecydowanie na języku, spychając gdzieś daleko w tło słodowe aromaty. Piwo sprawia przez to niestety wrażenie wodnistego, co przy 16% ekstraktu jest pewną niespodzianką.
Finisz jest wybitnie ściągający, z nutą gorzkiej czekolady i cytrusowo - ziołową goryczką, która prawie "szczypie w zęby". Takie chmielenie średnio pasuje mi do piwa świątecznego, jak dla mnie jest trochę za ostro (generalnie nie jestem zwolennikiem silnie chmielonych "mordowykręcających" ejli). Choć trzeba przyznać, że końcówka jest bardzo trwała i długo nie pozwala zapomnieć o Reniferze.
Jak można podsumować ten produkt Widawy? Brakuje mi w nim równowagi, przyprawy i chmiel nie mają dobrej, słodowej kontry. Brak treściwości to największa wada tego piwa. Mocne chmielenie to już kwestia gustu - taka widać zapanowała moda, że piwo ma "ściągać i wykręcać", i o ile we wszelkiej maści IPAch to jak najbardziej pożądana cecha, o tyle w świątecznym nie do końca mi to odpowiada.
Tak czy owak - spróbować warto, Renifer z pewnością znalazł swoich zwolenników, a wiadomo, że wszystkim dogodzić nie sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz