Pierwszy post w nowym, wspaniałym roku - trzeba więc zacząć czymś solidnym. Po prawdziwym wysypie polskich, mocno chmielonych "mordowykręcaczy", dzięki importowi Piwiarni Żywieckiej pojawiła się okazja na spróbowanie amerykańskich pierwowzorów. W dodatku za rozsądną cenę (co ciekawe - okazuje się, że piwo wiezione przez Ocean jest tylko odrobinę droższe od podobnego, produkowanego w naszym kraju... cuda panie, cuda!). Nie wiadomo, czy przyjmą się tak samo dobrze jak nasze "regionalne, rzemieślnicze", mam jednak nadzieję, że będą gościć na stałe w ofertach sklepów, a nie tylko na zasadzie jednorazowego "strzału". Może to uświadomi niektórych piwoszy, że istnieje jeszcze świat poza naszymi kilkoma browarami robiącymi ciekawe piwa, a w dodatku w tym świecie nie jest drożej, a i piwa stabilne...A jak pojawi się rozsądna konkurencja - wiadomo, my, konsumenci, możemy tylko zyskać.
Ale starczy tych rozważań - Snake Dog do szkła, i do dzieła!
Co mnie bardzo ucieszyło - jest piana! Całkiem trwała, w dodatku pięknie oblepiająca szkło! Nawet lekko się wzruszyłem.
Jako że to IPA, należy się spodziewać solidnego chmielenia. Producent nazwał to piwo swoim "hop monster", a deklarowane 60 IBU to sporo.
W nosie chmiel daje o sobie znać, ale nie nokautuje. Wyraźnie czuć nuty cytrusowo - żywiczne, ale nie są przesadnie agresywne. Przy okazji całkiem dobrze wyczuwalny jest aromat słodowo - karmelowy, dzięki czemu zapach nie jest monotonny. Co ciekawe - mam wrażenie, że przy dłuższym wąchaniu piwa nuty słodowe wręcz wychodzą na pierwszy plan.
Usta są jednak wyraźnie zdominowane przez chmiel. Najwyraźniej dają o sobie znać cytrusy - jest kwas, cierpkość i uczucie ściągania. W zasadzie nawet nie ma co pisać "cytrusy" - to po prostu grapefruit! Lubisz jego smak, a nie chcesz się babrać łyżeczką i lepić od soku? Snake Dog znakomicie sprawdzi się jako zamiennik! Może nie tańszy, ale prostszy w obsłudze.
Grapefruita wzbogacają nieco aromaty ziołowo - żywiczne oraz nuta słodowa. Słód w ustach jest co prawda mniej wyraźny niż w nosie, ale jednak wyczuwalny. Nie przełamuje dominacji chmieli, ale miło ją wzbogaca.
Finisz jest mocno goryczkowy, cytrusowy i ściągający. W dodatku jego trwałość jest imponująca - posmak piwa na długo pozostanie w waszych ustach.
Mam nadzieję, że Snake Dog na stałe zagości na półkach sklepów piwnych. Może piwo nie jest tanie, ale polskie "ejle" niewiele różnią się ceną, a znikają z półek bardzo szybko. Jeśli tak by było z piwami Flying Doga, to może za jakiś czas trafią do nas kolejne ciekawe piwa zza wielkiej wody. Oby!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz