Dziś co innego miało się pojawić na blogu, ale jak już sprzątnąłem potłuczone szkło i umyłem podłogę, zdecydowałem się na whisky Port Charlotte.
Co to za twór? O Bruichladdich pewnie słyszeliście, o torfowych potworach z serii Octomore zapewne też. Więc Port Charlotte plasuje się po środku. Whisky są destylowane przez Bruichladdich, a seria jest określana jako wyraźnie torfowa (Peat Project ma 44 ppm, czyli coś w okolicach Ardbega).
The Peat Project to wypust z 2012 roku. Nie ma określanego wieku, ale na pocieszenie nie został przefiltrowany na zimno i zabarwiony karmelem. No i jeszcze 46% - puchar pocieszenia gotowy
Oczywiście przeróżnych whisky z tej destylarni jest całe mnóstwo, i jeszcze więcej pewnie się pojawi. Niekoniecznie zyskuje ona takim postępowaniem uznanie koneserów, ale czasem trafiają się jakieś ciekawsze butelki. Czy The Peat Project do nich należy? Sprawdźmy!
Kolor oczywiście nie jest zbyt ciemny, ale jak na destylat z beczek po bourbonie, który pewnie nie ma nawet dziesięciu lat, nie jest najgorzej. No i mały plus za opakowanie - szkła Bruichladdicha zawsze mi się podobały.
W nosie na pierwszym planie torf, z lekko gryzącym alkoholem. No tak, młodość musi się wyszumieć. Potem trochę cytryny, słodu, mięty i pieprzu (a może mięty pieprzowej?). Gdzieś w tle ślad soli i wanilii. Całkiem świeży, lekki, ale niestety niespecjalnie złożony.
W ustach dalej ta sama historia. Rozpoczyna się słodko, po chwili robi się mocno pieprznie i trochę alkoholowo. Wanilia, cytrusy, odrobina słonych orzeszków ziemnych.
Finisz dość krótki, pieprzny i rozgrzewający.
Ta edycja w zasadzie już zniknęła z rynku (choć na pewno jeszcze gdzieś jakieś butelki można kupić), ale chyba nie ma za czym tęsknić. Przy cenie około 100 złotych za dużą butelkę byłaby to jakaś opcja na torową whisky dla początkujących. Przy dwukrotnie wyższej cenie jakoś nie widzę uzasadnienia dla zakupu. Choć oczywiście są to moje wrażenia po degustacji, a nie przewodnik zakupowy. Ale The Peat Project jest za ostry (młody), za mało złożony, a rzekomych 44 ppm torfu szczerze mówiąc jakoś nie czuć. No na pewno nie jest to poziom Ardbega czy Laphroaiga. I nie ta klasa niestety. Trochę cytrusów i słodyczy nie ratuje sytuacji. Mały plus za sprzedaż w małej butelce - ogranicza to rozczarowanie po zakupie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz