Dziś chwila odpoczynku od mocnych stoutów. Trzeba dać językowi nieco odpocząć, a przy okazji nieco zmienić klimat, bo zaczynało się robić monotonnie.
Dziś piwo Trapistów, ale tak nie do końca. Tzn. nie do końca Trapistów, bo przez nich uwarzone, ale na zlecenie. I choć na etykiecie hasło "Trappist beer" znajdziemy, to już słynnego znaczku "Authentic Trappist Product" nie ma. Nieco to zagmatwane, więc sprawę postaram się w kilku zdaniach wyjaśnić.
Otóż opactwo Mont des Cats w latach 1848-1907 piwo warzyło, ale podczas pierwszej wojny światowej browar został zrównany z ziemią. Zakonnicy utrzymywali się głównie z produkcji sera (robią to zresztą do dziś), ale w 2011 podjęli decyzję o wskrzeszeniu piwa. Czy to z sentymentów, czy z mody na produkty "trappist" - tego nie wiem, choć pewne podejrzenia mam. W każdym razie - produkcji podjął się Chimay, i tak, według starych receptur, powstało piwo Mont des Cats. Piwo dość drogie, bo wyceniane wyżej, niż niebieski Chimay, a parametry ma znacząco słabsze. Widać nie tylko w Polsce warzenie kontraktowe to kosztowne hobby. A jak to piwo smakuje? Zaraz sprawdzę!
Skoro wspomniałem o parametrach - piwo ma 7,6% alkoholu. Jak na wyrób belgijski - niewiele.
Za to piana! Co to za piana! Gęsta niczym krem, niesamowicie trwała, ani myśli znikać!
Nos przyjemny, z dominującymi akcentami korzennymi. Cynamon, troszkę gałki muszkatołowej i imbiru. Do tego brązowy cukier i odrobina skórki pomarańczowej. Po kilku chwilach pojawiają się też delikatne aromaty owocowe - kwaśne jabłka, czerwone grejpfruty. No i troszkę drożdży. W sumie tak klasycznie, po belgijsku, ale bez obowiązkowych biszkoptów.
W ustach od początku wyraźne są nuty korzenne, nie ma za to zbyt wiele słodyczy. Piwo od początku jest wytrawne, nieco pieprzne, przyprawowe, z wyraźną goryczką. Aromat chmielowy, jak na piwo warzone w Belgii, zaskakująco wyraźny. Oprócz tego jest jeszcze trochę razowego chleba i palonych słodów. Piwo jest całkiem treściwe, ale dzięki wytrawności nie ciąży na języku, A wyraźna goryczka, o lekko cytrusowym charakterze, może przypaść do gustu nawet miłośnikom nowej fali.
Końcówka jest już bardziej spokojna, lekko owocowa i karmelowa, choć goryczka wciąż daje o sobie znać. Jest też pieprzność, która jakby lekko sugerowała obecność alkoholu.
I gdy już myślałem, że będzie to coś w okolicach klasycznego brune, i że wiele mnie już nie zaskoczy - wyszło jak zawsze! Piwo na pewno interesujące, dość oryginalne i ciekawe. Jeśli jednak by je zestawiać z innymi piwami Trapistów, to jakoś mocno błyszczeć moim zdaniem nie będzie. Brak mu tego "czegoś", co odróżnia piwa poprawne i smaczne od piw wyśmienitych. Na pewno warto go spróbować, być może wielu osobom będzie bardzo smakować, ale ja faworytów mam nieco innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz