Dziś dla odmiany jakaś whisky. W końcu. Bo zrobiło się nieco chłodniej, i da radę przyswoić coś z nieco większą ilością alkoholu.
W szkle ląduje BenRiach. Butelkowany oficjalnie, ale w pełnej mocy i bez żadnych dodatków kolorystycznych czy filtracji. Dość młody (16 lat), o sporej mocy (58,3%), finiszowany w beczkach po sherry - zapowiada się ciekawie. Obym tylko poradził sobie z mocą ;)
Oczywiście (tzn. może nie dla wszystkich to oczywiste, ale dla mnie ostatnio tak) whisky z sampla, bo ostatnio jakoś mi nie po drodze z kupowaniem pełnych butelek. Kolor ma bardzo apetyczny, jeśli ktoś koniecznie chce sobie obejrzeć pełną butlę, to zapraszam tu: https://www.whiskybase.com/whisky/25714/benriach-1995 . A ja powoli zabieram się za degustację.
Nos na początku został lekko zaatakowany przez alkohol, ale te prawie 60% robi swoje. Pierwsze na myśl przychodzą mi klimaty suszu wigilijnego - takiego jeszcze nie zalanego wodą. Do tego aromat pudełka zapałek i trochę tytoniu.
Dodanie odrobiny wody zdecydowanie BenRiach uspokaja. Robi się gładsza, bardziej deserowa, pojawia się więcej owoców, kakao, mocna, słodka herbata, do tego trochę świeżo ciętego drewna i jakiś delikatny akcent ziołowy.
W ustach nierozcieńczona odrobinę paraliżuje język, jednak lepiej próbować jej z odrobiną wody. Słodka na początku, trochę likierowa. Sporo drewna, znów mocna, czarna herbata ze sporą ilością cukru, do tego mocno wysmażona konfitura z truskawek.
Finisz jest lekko wytrawny, pieprzny, ze śladem eukaliptusa oraz wyraźną beczką.
Ogólnie to bardzo przyjemna whisky, ale dopiero po potraktowaniu wodą. Wcześniej jak dla mnie nieco zbyt ostra, agresywna. Nieco deserowa w stylu, ale nie prostacko słodka, z charakterem. Pełna butelka pewnie nieźle sprawdziłaby się jako codzienna whisky, no ale wtedy obowiązkowo z pipetą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz