Po kilku opisanych ostatnio piwach, pora na powrót do czegoś nieco bardziej konkretnego - dziś w szkle zagościła whisky Highland Park w wersji dwunastoletniej.
Highland Park to jedna z najlepiej sprzedających się whisky słodowych, a także jedna z najbardziej znanych, z całą masą pozytywnych opinii wśród najbardziej znanych krytyków. Oczywiście wiadomo, że jeśli tylko ktoś wpływowy zaczyna dobrze pisać o jakimś trunku, to popyt rośnie. Wtedy firma chce za nim nadążyć. Co więc może zrobić? Cóż, zazwyczaj podwyższa ceny, obniżając przy tym jakość (przykładów jest sporo, nie ma co wymieniać konkretnych). Jak jest w przypadku Highland Park? Niestety nie miałem okazji spróbować edycji sprzed kilkunastu lat, więc nie mam porównania. Jeśli się nieco poczyta o whisky, można znaleźć opinie, że generalnie "to już nie ta whisky, co kiedyś" (oczywiście dotyczy to nie tylko tej destylarni). Ale niektórzy mówią też, że o whisky nie należy zbyt wiele czytać, lepiej ją pić! I przyznam szczerze, że takie podejście dużo bardziej mi odpowiada.
Szkoda więc czasu i miejsca na przydługie wstępy - pora sprawdzić, co oferuje podstawowa wersja Highland Park. Zapraszam dalej!
Pierwszy kontakt z butelką Highland Park może być dla tradycjonalistów pewnym zaskoczeniem. Jest masywna, z bardzo szeroką szyjką, bardziej przypomina flakon perfum, niż butelkę whisky. Czy się podoba, to już kwestia gustu. Ja wolę jednak bardziej klasyczne formy. Choć trzeba przyznać, że zwraca uwagę (ponoć po zmianie butelki na obecną, sprzedaż Highland Park wzrosła o 30 %).
Sam trunek jest już dużo bardziej klasyczny.
Nos jest bardzo konkretny, skoncentrowany. Pierwszy plan to suszone owoce, słód i nieco dymu. Nieco w tle pojawia się też dębina i aromat świeżo pastowanych skórzanych butów. Jest trochę ciężko i słodko, może niezbyt finezyjnie, ale przyjemnie.
Na języku rozpoczyna się od mocnego, słodkiego, owocowego uderzenia. Po chwili pojawia się lekka wytrawność, towarzyszy jej słód i i dębina, plus delikatne muśnięcie dymu.
Finisz jest lekki, wytrawny, niezbyt trwały, z dominującą beczką i dymem.
Dodanie odrobiny wody nieco "odświeża" tą whisky - w nosie pojawia się trochę cytrusów, nie ma już tej ciężkiej słodyczy. W ustach zmienia się niewiele - brakuje mi jednak w Highland Park 12 YO większej złożoności.
Czy warto więc sięgnąć po ten trunek? To smaczna whisky, z miłym dymnym tłem, zupełnie innym niż w torfowych potworach z Islay. Pije się ją lekko, jednak bez jakichś specjalnych uniesień. Należy według mnie do grupy tych, którymi bez obawy można poczęstować gości podczas spotkania - nie będą narzekać, a być może kogoś skłoni to do dalszych, nieco bardziej zaawansowanych poszukiwań. Ja z chęcią spróbowałbym jakiejś starszej wersji Highland Park, nie wiem tylko, co na to mój portfel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz