sobota, 8 czerwca 2013

Pivovaria Radom, Pszeniczne

Na początku przyznam szczerze, że miałem pewne wątpliwości, czy opisywać piwo z browaru restauracyjnego na blogu. Dlaczego? Z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze - nie wiadomo do końca, jak piwo zniesie butelkowanie, jak "trwałe" jest i czy przy sporej wrażliwości na warunki otoczenia dobrze zniesie transport.
Po drugie - w przypadku browaru restauracyjnego ciężko może być z powtarzalnością piw. To jednak nie jest zautomatyzowana fabryka, gdzie praktycznie o wszystkim decyduje komputer. "Czynnik ludzki" ma tu spory wpływ, może więc trafiłem na wyjątkowo udaną warkę, która może się nie powtórzyć, albo też wręcz przeciwnie - może to kompletny kwas i wypadek przy pracy.
Myślę jednak, że skoro browar nie obawia się butelkowania i jego wszystkich konsekwencji, to i ja powinienem odrzucić swoje obawy. Wiadomo, że piwo prawdopodobnie najlepiej smakowałoby na miejscu, ale pewnie niewielu może sobie pozwolić na takie piwne wyskoki.
Dziś padło na produkt radomskiego browaru restauracyjnego Pivovaria, konkretnie na pszenicę. W końcu zrobiło się ciepło, słońce świeci, pora więc na coś orzeźwiającego. Nie będę oczywiście ukrywał, że oczekiwania wobec piwa mam spore, jak zawsze przy produktach z minibrowarów. A że te nie zawsze trzymają odpowiednio wysoki poziom - cóż, ilość raczej nie przekłada się na jakość, a i warzenie piwa to jednak dość skomplikowany proces. Jak to wyszło w przypadku Pivovarii? Zapraszam dalej!

Pierwsze wrażenie jest umiarkowanie pozytywne - etykieta z mało ciekawą szatą, w dodatku krzywo i nieco niedbale naklejona. Niby wiadomo, że to poniekąd produkcja garażowa, ale niektórych może zniechęcić (bo przecież te piwa obok tak ładnie błyszczą, w dodatku mają ładne kapsle i tłoczone butelki - na pewno są smaczniejsze!).
Po nalaniu radomska pszenica prezentuje się całkiem nieźle - niezła piana, kolor jak na typ piwa dość ciemny, idący mocno w pomarańcz. Do tego spore zmętnienie, i już nawet nie spoglądam na pustą butelkę z krzywą etykietą.
Zapach to klasyka piwa pszenicznego - Pivovaria pachnie bananami, goździkami, gumą balonową. W tle też trochę cytrusów i jakby odrobina żywicy. Bez żadnych niepożądanych wtrąceń, bardzo przyjemnie i zachęcająco.
Na języku piwo wypada równie dobrze. Początek to słód, pszenica i trochę drożdży. Później na moment pojawiają się banany, lecz szybko ustępują miejsca niezwykle przyjemnej, grejpfrutowej kwasowości. Razem z nią wyczuwalna jest również dość spora goryczka. I o ile nie jestem zwolennikiem wyraźnej goryczki w piwach pszenicznych, to tu znakomicie komponuje się ona z pozostałymi aromatami, Rezultat to niezwykle orzeźwiające, bardzo "pijalne" piwo, z goryczkowo - cytrusowym, przyjemnie ściągającym finiszem. Być może przydałoby się Pivovarii Pszenicznej nieco więcej bananowej słodyczy, ale wtedy mogłaby stracić swoją rześkość.
Zagadką pozostaje tylko, czy piwa w radomskim minibrowarze zawsze trzymają taki poziom? Jeśli tak, to z pewnością warto po nie sięgać. Tym bardziej, że pszenica, mimo małej skali produkcji, nie jest wcale droższa od innych, solidnych piw tego typu. 

2 komentarze:

  1. Nie miałem pojęcia o tym minibrowarze. Czyżby Radom mógł zasłynąć z czegoś innego niż armia handlarzy samochodów oraz odbywające się tam co dwa lata pokazy lotnicze?! Niewątpliwie tak to się zapowiada. Zachęcony tą recenzją umilę sobie czas podczas tegorocznego Airshow ze szklanką wypełnioną tym piwem pszenicznym. Pozdrawiam - TF

    OdpowiedzUsuń
  2. Browar jest, i z moich doświadczeń wynika, że radzi sobie całkiem dobrze. A próbowałem tylko piw butelkowych, te w samym browarze powinny być co najmniej tak samo dobre!

    OdpowiedzUsuń