Dziś w szkle kolejne, po radomskiej Pivovarii, piwo z browaru restauracyjnego. Tym razem padło na założony w 2008 roku, płocki Browar Tumski i jego stouta.
Do tej pory nie dane mi było spróbować żadnego z płockich piw, a miały one dość dobrą opinię. Ucieszyłem się więc na informację, że znajomy wybiera się w te rejony i przywiezie mi coś dobrego. Kolejną dobrą informacją było to, że browar rozpoczął butelkowanie swoich piw. Oczywiście wcześniej można było przyjść ze swoim szkłem i ponoć nie było problemów z jego napełnieniem, ale co własny rozlew, to własny, a i trwałość piwa lepsza.
W moje ręce trafiło w sumie pięć różnych piw - pszenica, pszenica miodowa, ciemne miodowe, pils i stout (po co dwa piwa miodowe w ofercie?). Na pierwszy ogień poszła miodowa pszenica, przede wszystkim dlatego, iż kapsel nie był w 100% szczelny. Na szczęście samemu piwu to nie zaszkodziło, nie miało żadnych oznak zepsucia. I o ile miłośnikiem piw miodowych nie jestem, to przyznaję, że nawet mi smakowało. Słodycz miodu trochę przytłaczała, ale nie psuła pijalności piwa.
Pora zatem na kolejne piwo - stouta. Gatunek nieco trudniejszy w odbiorze, dlatego chwała browarowi za to, że nie ogranicza się do "zestawu obowiązkowego" typu pils, pszenica i dunkel (oczywiście słodki). Stout jest na papierze dość treściwy, bo ma 13,8% ekstraktu, zatem wodniście być nie powinno. A jak wyszło? Zapraszam dalej!
Jak to zwykle w moim wypadku bywa - zawiodła piana. Ale nie chodzi o to, że zawiodła lekko. Zawiodła całkowicie, nie pojawiła się mimo nalewania piwa z dużej wysokości - ledwie kilka brunatnych bąbli i nic poza tym. Koszmar. Ciekawe jak wytłumaczyłby to barman nalewający piwo w browarze? "Wie pan, ten typ piwa tak ma, na żadnym stoucie nie ma piany, są tylko azotowe syntetyki".
Na szczęście zapach piwa poprawia nastrój. Jest tu mocna czarna kawa, czekolada, słód, trochę spalenizny i ziemistości - wszystko to, co stout mieć powinien. Charakter raczej słodki, spalenizna nie narzuca się zbytnio, jest łagodnie i przyjemnie.
Na języku Tumski Stout chyba jednak nieco mnie rozczarował. Patrząc na ekstrakt liczyłem na trochę treści, a zamiast tego dostałem typowego, nieco wodnistego stouta. Na początku pojawia się słodycz, podobna do tej z Czarnej Fortuny. Po chwili pojawia się kawa, gorzka czekolada, do tego lekka kwasowość i spalenizna. Potem przychodzi czas na miłą goryczkę, która dominuje też w finiszu. I niby wszystko jest ok, w kwestii aromatów nie mogę Tumskiemu nic zarzucić, ale ciut więcej treści jednak by się przydało. Taki ciężar piwa pasowałby mi do ekstraktu w okolicach 11%, ale może po prostu jestem marudny lub się nie znam.
Inna sprawa, że piwo było prawie całkowicie pozbawione gazu. To pewnie przyczyniło się do braku piany, przy okazji wpływając na wrażenie lekkości na języku. Ciekawe tylko, dlaczego gazu nie ma? Czy piwo takie było, czy może straciło go przez nieszczelny kapsel? Po krótkiej lekturze opinii na temat piwa to drugie wydaje mi się bardziej prawdopodobne.
Pomimo braku gazu stout z Browaru Tumskiego jest bardzo dobrym piwem, z pewnością podążającym ścieżką prawdziwych, klasycznych stoutów. Może jest lekko wodnisty, ale i tak po każdym łyku ma się ochotę na następny. Koniecznie muszę spróbować tego piwa w browarze!
Ciekawy wpis, również planuje zapoznać się z dziełami Browaru Tumskiego.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń