Nie miałem dziś w planach sięgania po tak ciężką artylerię, ale niestety (a może stety?) pogoda mnie sprowokowała. W sumie może nawet nie tyle pogoda, co wspaniali kierowcy, którzy mimo kroczącego chodnikiem przechodnia, nie są w stanie bądź nie chcą ominąć kałuży. Piszę kierowcy, bo było ich kilku. Na ledwie kilometrowym odcinku. Zatem w szampańskim wręcz nastroju, ociekający deszczówką, wróciłem do domu i musiałem jakoś poprawić sobie humor. A że przy okazji trzeba się też jakoś rozgrzać? Padło więc dziś na barley wine, konkretniej Old Foghorn z browaru Anchorn.
Ten gatunek piwa nie jest niestety zbyt powszechny w naszym kraju. Nawet nasi rewolucjoniści niespecjalnie kwapią się do odkrycia go masom. Czy ma tu znaczenie, że piwa te są wybitnie słodowe i nie da się niczego zamaskować chmielem? Być może... W każdym razie - piwa na pewno mają stały krąg odbiorców, bo spośród importowanych frykasów właśnie barley wine najszybciej znika z półek. Może ktoś powiedzieć, że to ze względu na małe ilości. Ok, ale mimo wszystko piwa za ok. 20 złotych same się nie sprzedają. Coś w nich musi być. Co więc? Krótka lektura charakterystyki stylu, a nawet sama jego nazwa, wiele wyjaśniają. Piwa są mocne, złożone, z całym bogactwem sodowo - owocowych aromatów. A Old Foghorn jest jednym z jego solidnych przedstawicieli. Co oferuje? Zapraszam dalej!
Pierwsze zaskoczenie to piana. Spodziewałem się raczej dość skromnej, a przy nalewaniu utworzyła się wielka czapa. Znikała bardzo powoli, aż w końcu, po kilkunastu minutach, pozostała z niej skromna obrączka.
Zapach to istna orgia! Wczorajszy Winter Solstice wydał mi się nieźle złożony, ale to, co pokazuje Old Foghorn, to prawdziwy piwny hedonizm. Jest masa suszonych i kandyzowanych owoców, deserowa czekolada i oblane nią śliwki, a razem ze śliwkami wiśnie. Do tego karmel, karmelowe słody, słodkie gruszki, maliny...Długo by wymieniać, ale naprawdę to cały kram z owocami. O jakim nie pomyślisz - na pewno znajdziesz jakiś jego ślad w tym piwie. Dodatkowo całość jest okraszona miłym, lekko żywicznym aromatem amerykańskich chmieli. Są obecne, ale na szczęście nie pchają się na pierwszy plan, tylko znakomicie integrują się z pozostałymi zapachami.
Sięgam po pierwszego łyka i.. piwo nadspodziewanie łatwo przepływa przez język. Alkohol jest znakomicie ukryty, mimo iż nie schładzałem go zbyt mocno ( w zasadzie pite jest w temperaturze "porterowej").
Na początku bardzo mocno dają znać o sobie słody. Dużo karmelu, nieco paloności, umiarkowana dawka słodyczy, do tego suszone owoce. Potem pojawiają się orzechy włoskie, delikatny owocowy kwasek, a na zakończenie wyraźna, nieco cytrusowa w charakterze goryczka.
Old Foghorn jest znakomitym, bardzo złożonym i zwyczajnie bardzo smacznym piwem. Z początku nieco straszy mocą (9,4% to nie przelewki), ale nie czuć jej podczas picia. Bardzo podoba mi się połączenie słodu, lekkiej słodyczy, paloności i wyraźniej, ale nie agresywnej goryczki. Jeśli ktoś lubi portery bałtyckie i mocne belgijskie klasztorniaki, z barley wine na pewno chętnie też się zaprzyjaźni. Gdyby tylko było trochę tańsze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz