Jesień zbliża się nieubłaganie. Pora wyciągnąć z szaf cieplejsze kurtki, odporne na błoto i wodę buty, no i oczywiście pora też na nieco bardziej treściwe piwa. Na szczęście coraz łatwiej dostępne są u nas typowo sezonowe piwa, z mniejszych i większych, krajowych i zagranicznych browarów. Nad jednym z tych zagranicznych chciałbym się dziś troszkę poznęcać. Konkretniej nad Winter Solstice z browaru Anderson Valley.
Historia browaru to książkowy wręcz przykład kroczenia od prawdziwie rzemieślniczej produkcji aż do skali prawie przemysłowej. Zaczynali jako mały browar restauracyjny, a dziś przy delikatnym wysiłku można bez problemu kupić ich produkty w Polsce. Co najlepsze - osiągnęli sukces dzięki dobrym piwom, a zwiększenie produkcji ich nie popsuło. Przynajmniej póki co.
Oczywiście Anderson Valley chwali się ekologią - 40% energii elektrycznej, zużywanej przez nich, powstaje dzięki kolektorom słonecznym (pośrednio dowiadujemy się o tym już patrząc na kapsel). Dodatkowo dowiadujemy się o przerabianiu makulatury i butelkach, na których produkcję używa się 60% szkła z recyklingu. Nie wiem, czy świat dzięki temu będzie lepszy, piwo na pewno nie, ale zawsze lepiej powiedzieć o tym, niż że pijemy piwo ze smrodzącego molocha.
Ale żeby nie zapomnieć o najważniejszym! Jak smakuje sezonowy wytwór ekologicznego browaru? Zapraszam dalej!
Po powąchaniu piwa od razu przypomniałem sobie zdanie ze strony browaru mówiące o tym, iż marzeniem założyciela było tworzenie "the smoothest tasting ales". Zapach jest niezwykle przyjazny, bardzo pełny, a jednocześnie łagodny i miękki. Nie ma mowy o agresywnym chmieleniu. Na myśl przychodzą raczej mocne, belgijskie quadruple. W nosie na pierwszym planie są czerwone owoce (maliny, truskawki), obok nich kruche ciasto, biszkopty, słód, miód i karmel. Jest słodko, błogo, trochę "cukierniczo".
Na szczęście na języku nie pojawia się żaden ulepek. Winter Solstice jest wyraźnie słodowe, z mocnymi nutami karmelu i cynamonu. Trochę w tle pojawia się toffi (a może jednak bardziej nasza krówka śmietankowa?), biszkopty i odrobina czarnej porzeczki. Całość jest miło skontrowana niezbyt mocną, ale dobrze zaznaczoną goryczką.
Finisz jest lekko wytrawny, z dominującymi akcentami karmelowo - przyprawowymi.
Winter Solstice jest niezwykle przyjemnym piwem, miło rozgrzewa w chłodniejszy dzień, nie idzie jednak na szczęście w stronę ekstremum. Nie jest ciężkim ulepkiem, nie przesadzono z chmielem, jest bardzo dobrze zrównoważone. Nie należy tylko przesadzać z chłodzeniem. Zbyt zimne traci sporo aromatów, ja jednak wytrzymałem chwilę, ogrzałem je, i naprawdę było warto. Dopiero wtedy pokazuje całą swoją złożoność. Na jesienną pluchę jak znalazł!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz