Wódki degustuję rzadko. W zasadzie tak na poważnie zdarzyło mi się degustować ten trunek ze dwa razy. W dodatku w mało ciekawym gronie, więc moje wynurzenia na temat aromatów interesowały tylko prowadzącego spotkanie, u pozostałych uczestników wywołując co najmniej lekkie zdziwienie. No bo przecież można degustować whisky, piwa czy rum, ale żeby naszą wódę? Toż ona do niczego, poza weekendowym upodleniem, się nie nadaje. W większości tak. Ale są ciekawe wyjątki. A tak w ogóle bohater dzisiejszej degustacji to nawet nie wódka, więc nie ma co dalej się tłumaczyć.
W szkle Młody Ziemniak 2014. Chyba jeden z niewielu polskich alkoholi, który w pewnych kręgach jest otoczony czymś w rodzaju kultu, a w dodatku stał się poszukiwanym obiektem spekulacji (spójrzcie na ceny pierwszych edycji!). Każda kolejna premiera wzbudza coraz większe zainteresowanie, trunek zrobił też karierę za granicą (ponoć sam Parker się nim zachwycał, ale recenzji na oczy nie widziałem). Wielu kupuje, nie wszyscy piją (żyłka inwestora...), opinie w sieci znaleźć o dziwo niełatwo. Czyli co? Świetne ale nikt nie próbował? Magia polskiego internetu i powielanie zasłyszanych opinii? Ja jednak muszę sprawdzić sam!
Oczywiście otworzyłem miniaturkę, duże butelki zostają jako zabezpieczenie na ciężkie czasy. Rocznik 2014, w kolejce czeka jeszcze 2013.
Ziemniak jest niemal zupełnie przejrzysty, można by pewnie przy dobrym świetle porównywać go z czystym destylatem i stwierdzić jakąś barwę, ale komu to potrzebne?
Zapach... niezwykle oryginalny. Może wywoływać jakieś skojarzenie z naszym swojskim samogonem, ale to tylko przez pierwsze kilka sekund. Jeśli dać Ziemniakowi chwilę w kieliszku, to zacznie się ciekawie rozwijać. Jakiś ślad drożdżowy, potem miąższ ziemniaka lekko podpieczony w ognisku, lekko obsypany solą morską. Jest aceton, ale tu nie jakoś mocno drażniący, wilgotna piwniczka w której w okolicach wiosny ziemniaki zaczynają już puszczać pędy. Mam też jakieś skojarzenie z kocią uryną, poza tym jest w Ziemniaku coś delikatnie mineralnego, przynajmniej na mój prosty, niewykształcony nos. Gdzieś przeczytałem, że Ziemniak to destylat oddający terroir (to musiała być opinia jakiegoś winiarza), i nie są to chyba puste słowa. W nosie czuć ziemniaka, skrobię, ziemię - wszystko to, co najważniejsze.
Przyznam szczerze, że przed pierwszym łykiem kompletnie nie wiedziałem, czego się spodziewać. Czegoś na kształt wódki ziemniaczanej? Akurat tu Polmos Siedlce jest moim zdaniem najlepszym specem w Polsce, więc rozczarowania nie zakładałem. Ale to coś innego. Początek jakby ciut kwaskowy, drożdżowy, ale potem już niesamowita gładkość, kremowość i słodycz! Słodycz jakby nieco w warzywnym stylu, ale niesamowicie przyjemna. Świetnie ukryty alkohol. Młody Ziemniak naprawdę ma 40%? Ten trunek chce się trzymać jak najdłużej na języku, żeby krążył po podniebieniu i cieszył swoim aromatem. Znów pojawia się delikatny aromat pieczonych, kremowych ziemniaków.
Finisz długi, bardzo gładki, lekko warzywny i drożdżowy, wciąż sporo słodyczy, skrobi, ale też i jakiś ślad soli?
Świetna rzecz. I kompletne zaskoczenie. Co innego czytać czy słyszeć jakieś opinie, a co innego spróbować Młodego Ziemniaka samemu. Określanie go przez niektórych mianem "luksusowego bimbru" może dawać jakiś mglisty pogląd na smak, tu jest to wyniesione na kompletnie inny poziom. Jeśli macie Młodego Ziemniaka w sklepie - kupcie go! Najlepiej kupcie dwie butelki - jedną do spróbowania, a drugą do schowania na ciężkie czasy. Bo kiedyś na pewno przyjdzie moment, gdy jakiś guru degustacyjny da temu trunkowi jakąś wysoką ocenę, i cały świat zacznie go poszukiwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz