Dziś wylądowało u mnie w szkle piwo z kolejnego niezbyt obficie reprezentowanego w Polsce stylu - Saison z browaru St Feuillien. Czym dokładnie jest ten sezonowy styl? To farmerskie piwo, wytwarzane w południowej Belgii. Jego głównym zadaniem miało być orzeźwianie w letnich miesiącach, a skoro miało być gotowe na ten okres, to warzyło się je na koniec zimy. Naturalnie na ciepłe dni najlepsze pasowałoby bardzo lekkie piwo, ale taki wyrób był nietrwały (to było dawno, dawno temu, jeszcze przed pasteryzacją i mikrofiltracją). Co więc najlepiej je zakonserwuje? Oczywiście alkohol, z pomocą chmielu. Nie można było jednak z procentami przesadzić, wszak piwo miało orzeźwiać, a nie upajać. Efektem tego kompromisu były trunki z zawartością alkoholu w okolicach 6%, co w porównaniu do dzisiejszej, belgijskiej normy wydaje się wynikiem dość skromnym.
W naszych czasach saisony warzy się przez cały rok, poza tym nie warzy się ich już tylko w określonych rejonach Belgii, a na całym świecie. Można narzekać na globalizację i zanikanie regionalnych tradycji, ale dzięki temu można się delektować takimi piwami przez cały rok. Można też oczywiście sprawdzić, czy na świecie ktoś robi to lepiej. Ja jednak zdecydowałem się na klasykę, dlatego dziś będę próbował piwa z browaru St Feuillien. Lato co prawda już się skończyło, ale mi to absolutnie nie przeszkadza. Zatem zapraszam dalej.
Piwo ma piękny, pomarańczowo - złoty kolor (na zdjęciu wygląda bladziej), i całkiem okazałą pianę.
Zapach jest lekki i przyjemnie świeży. Pierwszy plan to cytrusy i drożdże, za nimi pojawia się pszenica, gruszki, jabłka, potem trochę przypraw (goździki, może odrobina imbiru?) i karmelu. Tak jak styl wskazuje - jest w miarę lekko, rześko, przy okazji bardzo przyjemnie.
Pierwszy łyk piwa i... czy oby nie przesadzili z tą lekkością? Zaczyna się wodniście. Kolejne łyki nieco poprawiają sytuację, ale wciąż trochę brakuje treści. Widać pora roku robi swoje, bo na leżaku, pod parasolką pewnie by mi to nie przeszkadzało.
W ustach dominuje cytrusowo - drożdżowy aromat, z którym przyjemnie łączy się nuta pszenicy. Na starcie jest nieco witbierowo, ale szybko do akcji wkracza chmiel i cukier. Robi się goryczkowo, ziołowo, a obok tego pojawiają się jeszcze owoce. Końcówka jest lekko ściągająca, z wyraźnie już dominującą goryczką. Dominującą, ale nienachalną, raczej odświeżającą, a przy tym całkiem trwałą.
St Feuillien Saison faktycznie jest bardzo orzeźwiającym, i niezwykle przyjemnym piwem. Nie przytłacza alkoholem, w sumie jak większość dobrych belgów, ale też po jego wypiciu nie czuć szmeru w głowie. Nie jest tym podstępnym trunkiem, który szybko znika ze szkła i podstępnie atakuje od wewnątrz. Może niekoniecznie teraz jest na niego pora, ale w cieplejsze dni znakomicie sprawdzi się jako nieco bardziej wysublimowana forma orzeźwienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz