Dziś kolejna degustacja w stylu "zapuszczam się na średnio zbadany ląd", czyli armaniak Delord V.S.O.P. Nie jest to zupełnie dziewicza podróż, bo z tego typu trunkiem miałem już do czynienia, ale dawno temu i niekoniecznie było to spotkanie z zacięciem degustacyjnym.
Na wstępie co nieco o armaniaku. Najprostsze, co można o nim usłyszeć od niektórych, to "to prawie to samo, co koniak, tylko z innego rejonu". W bardzo dużym uproszczeniu można taką definicję zaakceptować, ale sprawa jest nieco bardziej złożona.
Koniak jest destylowany w tradycyjnych alembikach (destyluje się go dwukrotnie), natomiast armaniak w aparatach kolumnowych. Stąd też stwierdzenie "koniak destyluje się dwa razy, a armaniak raz" jest prawdziwe, ale trzeba zaznaczyć, jaki to rodzaj destylacji. Bo w przypadku kolumny jednokrotna destylacja oznacza zazwyczaj wielostopniowy proces.
No i jeszcze jedna, z punktu pijącego równie ważna cecha armaniaku, bardziej jednak dotycząca regionu. Nie jest on tak skomercjalizowany, jak Cognac. Nie ma tam wielkich koncernów, które niepodzielnie dominują, i produkują trunki dobre, ale skrojone raczej pod masowego odbiorcę (choć oczywiście nie tylko koncerny produkują koniak). Armaniaki to typowo regionalny wyrób, charakterystyczny, ale też przez takie rozdrobnienie mogący się znacząco różnić jakością.
To, co piję dziś, to armaniak klasy vsop, czyli taki, który spędził w beczce około 4 lat. Co ciekawe, Delord, według tego, co udało mi się przeczytać, miesza destylaty pochodzące z tradycyjnych alembików z destylatami powstającymi w kolumnach. Wyłamuje się zatem nieco ze schematu. A jaki jest tego efekt? Zapraszam dalej.
Przeczytałem gdzieś, że koniak to trunek z natury łagodny i bardziej kobiecy w charakterze, natomiast armaniak to coś dla prawdziwych mężczyzn. I oczywiście że armaniak to trunek dużo lepszy. Widać więc, od kogo taka opinia pochodzić.
Pierwszy kontakt z Delordem po części potwierdza to, co napisano o charakterze. Nos jest dość ostry, pieprzny, z wyraźną beczką i wanilią. Do tego dochodzi trochę nut maślanych, świeżego soku gronowego i orzechów (nerkowce?). Całkiem przyjemnie, ale bez wielkiej złożoności. Za to na pewno niektórym zapach będzie się kojarzył z naszym swojskim bimbrem. Kwestię, czy dodaje to szlachetności bimbrowi, czy ujmuje jej armaniakowi, pozostawiam do oceny każdemu osobiście.
W ustach Delord jest całkiem przyjemny. Początek jest nieco kremowy i maślany. Po chwili pojawia się trochę pieprzu, wanilii, dalej w tle świeże winogrona, gruszki i odrobina miodu. Alkohol jest lekko wyczuwalny, ale nie przeszkadza zbytnio.
Finisz jest lekko wytrawny, dębowo - pieprzny, trwały.
Jak więc udało się moje spotkanie ze starszym bratem koniaku? Wypadło całkiem nieźle, choć bez wielkich uniesień. Delord V.S.O.P to ledwie drugi w hierarchii armaniak w portfolio marki, prawdziwa zabawa zaczyna się pewnie przy nieco starszych i rocznikowych destylatach. Ale nawet ta wersja może być ciekawą alternatywą dla podstawowych koniaków, szczególnie jeśli ktoś nie lubi obrzydliwie bogatych molochów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz