Po niedawnej przygodzie z czarnym Stanislavem dziś coś równie ciemnego - Dębowa Black Oak. Wódka w sumie dość popularna, ale pewnie w większości przypadków raczej kupiona jako prezent, niż jako trunek do spożycia. Choć z drugiej strony - skoro ktoś ją dostaje, to pewnie też i ktoś ją pije, więc świadomość w narodzie powinna istnieć. Ja również jej próbowałem, jednak były to nieco niesprzyjające degustacji okoliczności. Wódka zainteresowała mnie jednak na tyle, że postanowiłem się nad nią bardziej skupić.
Przy okazji chciałem też czegoś się o niej dowiedzieć, ale niestety nie jest to łatwe. Nawet producent nie umieszcza na stronie żadnych ciekawych informacji, poza krótkim opisem smaku. Co to zatem za wynalazek? Cóż, najprostszą opcją są aromaty i barwniki, a skoro firma nie chwali się naturalnymi składnikami, to rzeczywistość może być dość smutna.
Ja jednak staram się nastawiać pozytywnie. Nawet jeśli współczesna chemia brała udział przy tworzeniu tego trunku, to w sumie liczy się efekt końcowy. Pora więc sprawdzić, co to za cudo. Zapraszam dalej.
Chwila z opakowaniem w dłoniach, i znów mieszane uczucia. Plus za umieszczanie kawałeczka dębu nawet w miniaturkach, minus za rozpadające się, pseudo - drewniane nakrętki. Ten widok ordynarnego, metalowego kapselka jest lekko przygnębiający.
Pora zabrać się za sam trunek. Dębowa do szkła, szkło do nosa i... uuu, pierwsze, co uderza w nos, to ordynarna gorzała. Spirytus zbożowy ze sporą dawką rozpuszczalnika i pasty do podłogi to nie do końca to, czego oczekiwałem. Chyba jednak temperatura pokojowa to nie dobry pomysł na spożywanie czarnej Dębowej. Próbuję jednak dalej. Jeśli przebrnie się przez pierwsze alkoholowe uderzenie, to dalej pojawia się trochę ciekawszych aromatów. Wyraźnie daje o sobie znać dębina, wyczuwalna jest też kawa, nieco gorzkiej czekolady i orzechy (producent wspomina coś o migdałach). Zapach raczej nie zachęca do dłuższej degustacji - jest zbyt ostro, zbyt alkoholowo, ciekawszych aromatów jest mało i trzeba sporego samozaparcia, żeby ich szukać.
Z pewną obawą sięgałem po pierwszy łyk, bo tym razem nie miałem żadnej zagryzki po ręką. Co się jednak okazało? Że jest lepiej, niż w zapachu. Początek jest lekko wytrawny, z wyraźnie wyczuwalną nutą kawy, odrobiną słodyczy i wyraźnym aromatem dębiny. Po chwili zaczyna zaznaczać się aromat gorzkiej czekolady, połączony z lekką pieprznością i nutami zbożowymi.
Finisz jest wytrawny, czekoladowo - orzechowy, rozgrzewający, z wyczuwalnym, ale nie przeszkadzającym alkoholem i odrobiną świeżej dębiny.
W zasadzie Dębowa Black Oak nie wypadła najgorzej, to solidna wódka aromatyzowana, która lepiej smakuje, niż pachnie. Przyjemnie łączy aromaty zbożowe z czekoladowymi i kawowymi, ładnie wplatając w to wpływ dębiny. To jednak wciąż wódka, nie na tyle łagodna i jednocześnie bogata, żeby przy jej degustacji spędzać długie wieczory. Jakie jest więc jej przeznaczenie? Na pewno będzie udanym towarzyszem posiłków, ciekaw jestem też, jak wypadłaby w towarzystwie czekoladowych bądź orzechowych deserów? To może być ciekawy pomysł na kolejny eksperyment z Dębową Black Oak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz