Przychodzi czasem okres, w którym trzeba przerzucić się na produkty bezalkoholowe, i wtedy zaczynają się wyczerpujące poszukiwania. Kiedyś pisałem już o jednym wartościowym znalezisku, jakim była bezalkoholowa Bavaria Wit, ale poza tym wartych wypicia trunków nie ma zbyt wiele. Karmi zaczęło mi się już nudzić, kwas chlebowy też, więc zaskoczenie wymieszało się z zadowoleniem, gdy nowo wypatrzone na półce piwo okazało się być bezalkoholowym. Chodzi konkretnie o Dominicanes, warzone przez Corneliusa (czyli Sulimar z Piotrkowa Trybunalskiego).
Żeby jednak nie było to kolejne piwo typu "bezalkoholowe - alk. do 0,5%", to dopisano do niego ładną historię. Ponoć receptura wzoruje się na piwach warzonych przez Siostry Dominikanki. Jak ma się piwo warzone dwieście lat temu do tego niskoalkoholowego wynalazku? Tego niestety nie wytłumaczono. Jest za to ładna historyjka, za promocję może z czystym sumieniem zabrać się duchowny, pijący również nie będą mieli wyrzutów sumienia, więc chyba wszyscy są zadowoleni.
Ale czy będzie tak miło po spróbowaniu? Ja wspomnienia po tego typu wyrobach mam raczej średnie, ale może tym razem będę zaskoczony? Warto sprawdzić, tym bardziej, że nawet przy kompletnej klapie obejdzie się bez bólu głowy.
Piwo w szkle prezentuje się całkiem ładnie,w dodatku tworzy się na nim okazała pienista czapa. Co prawda znika dość szybko, ale pierwsze wrażenie jest bezcenne.
Po powąchaniu piwa entuzjazm nieco słabnie. Zapach to historia dobrze znana z innych piw "bez prądu" - główna nuta to połączenie słodu, świeżej brzeczki (kto robił piwo w domu, wie doskonale o czym piszę) i odrobiny słodziku. Do tego trochę miodu, gotowane warzywa (świąteczna sałatka warzywna wiecznie żywa!) i odrobina suszonych owoców. Chmielu ani śladu. Szkoda, bo on akurat z alkoholem nie koliduje.
Pierwszy łyk nieco mnie zaskoczył. Spodziewałem się słodyczy, ale nie aż takiej. Jest karmel, miód i zwykły cukier. Z drugiej strony - dość blisko Dominicanesowi (jak to odmieniać?) w swej ulepkowatości do starego, poczciwego Karmi Classic. Tyle że w tym drugim monotonia jest choć trochę przełamana wpływem ciemnego słodu. Tu tego nie ma. Jest słodko, od początku do końca, bez chwili wytchnienia. Choć z zasłoniętymi oczami, w chwili słabości, mógłbym produkt Cormeliusa pomylić z okocimskim.
Być może ktoś stwierdził, że taki smak będzie się jakoś kojarzył z piwami klasztornymi. Ja robię szybki rachunek sumienia w poszukiwaniu takich "cukiereczków" wśród piw wypitych, i jakoś nic nie przychodzi mi do głowy.
To piwo jest dla mnie trochę bez sensu. Smakiem nawet nie próbuje zbliżać się do zwykłych, alkoholowych lagerów. Może stanowić jakąś alternatywę dla piw karmelowych w typie Karmi, ale jest jasne, i jeśli ktoś je kupi, to będzie pewnie oczekiwał napoju w typie Lecha Free. Może to tworzenie jakiejś niszy na rynku, ale czy przy wielkości sprzedaży piw bezalkoholowych ma to jakikolwiek sens? Nisza w niszy? Spróbować jednak można, choćby dla kolejnej pozycji w piwnym dzienniczku i nowej etykiety. Powtórek jednak nie przewiduję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz