niedziela, 1 grudnia 2013

Perła Koźlak

Ile razy schodzę idę do najbliższego sklepu po jakieś piwo, tyle razy żałuję, że przy ostatnich zakupach piwnych nie zaopatrzyłem się lepiej. Wybór tam marny, ostatnie deski ratunku to Ciechany w skromnym wyborze, ewentualnie oklepany import w stylu Obolona. No jak już susza kompletna to można, ale znowu?
Na szczęście na półce pospolicie dostępnych piw pojawiło się coś nowego, i teoretycznie ciekawego. Perła Koźlak, czyli ciemne mocne za około 2 złote. Ale czy to naprawdę możliwe? Do koźlaków jakoś chyba w naszym kraju nikt dobrej ręki nie ma (oczywiście jeśli mowa o tych powszechnie dostępnych), nawet te kosztujące około piątaka zazwyczaj wymiękają przy swojej niewiele droższej, niemieckiej konkurencji. Poza tym, koźlak wydaje mi się takim lekko nieprecyzyjnym stylem piwnym - często pojawia się problem, czy to już koźlak, czy może "zwykłe" mocne (widać to chyba szczególnie w przypadku jasnych wersji). Ja fetyszystą stylów piwnych nie jestem, choć oczywiście poza tym, że piwo jest smaczne, chciałbym też, żeby przynajmniej częściowo podążało w jakimś kierunku smakowym.
Jak więc podejść do nowej Perły? Ostatnio piłem koźlaka Weltenburgera o dość podobnych parametrach, więc jakiś tam punkt odniesienia mam. Oczywiście pamięć bywa zawodna, więc porównanie to nie będzie. Ale może przynajmniej trochę pokaże, jak lubelski produkt ma się do całkiem solidnej, niemieckiej klasyki.
Muszę przyznać, że nowa Perła wygląda całkiem nieźle. Całkiem elegancka etykieta, stylowy kapsel, zgrabna butelka, naprawdę przyzwoicie.
Przy nalewaniu na Koźlaku tworzy się bardzo ładna, zwarta piana, która wytrzymuje na piwie całkiem długo. Redukuje się, ale dywanik trwa zawzięcie.
Zapach jest przyjemny, z wyraźnie dominującym karmelem. Za nim pojawia się trochę palonych słodów, odrobina suszonej śliwki i orzecha laskowego. Ale żeby nie było tak przyjemnie, to wyłazi też trochę alkoholu, i to w niezbyt przyjemnej, bimbrowo - rozpuszczalnikowej formie. Nie jest to silny aromat, ale troszkę zepsuł mi w miarę pozytywny obraz całości.
W ustach czuć przede wszystkim karmel z dodatkiem palonych słodów. Do tego trochę gorzkiej czekolady z wiśnią, kakao i lekki kwasek. Finisz lekko wytrawny, czekoladowy, z niewielką goryczką, okraszony nutką alkoholową. W sumie jest nawet przyzwoicie, nie powstał kolejny ciemny ulepek, ale... bardzo brakuje treściwości. Przy takiej mocy piwo wydaje się wręcz wodniste. Wspominany wcześniej Weltenburger przy niemal identycznych parametrach rozkłada Perłę na łopatki. Może kosztuje dwa razy więcej, ale z drugiej strony, mogli się w Lublinie (lub gdziekolwiek tam je warzyli) przyłożyć troszkę bardziej, nawet jeśli poskutkowałoby to dodatkowymi 30-40 groszami na półce.
Ale generalnie nie jest najgorzej, jest nawet dość dobrze. W dobrej cenie można kupić pijalne piwo, które spokojnie da sobie radę na wieczorze ze znajomymi. Fetyszystów pewnie nie zadowoli, dla pijaczy landrynek będzie za mało słodkie, ale swoją grupę odbiorców znajdzie na pewno.

1 komentarz:

  1. Dokładnie, trochę wodniste i jak dla mnie za bardzo nagazowane

    OdpowiedzUsuń