środa, 31 grudnia 2014

Briottet Tres Vieux Marc de Bourgogne

To ostatni post w tym roku, ale nie będzie jakoś bardzo wyjątkowo czy ekskluzywnie, za to nieco egzotycznie i dziwnie. No, może to lekka przesada, ale zapewne będzie to rzecz, o której istnieniu nie wszyscy wiedzieli.
Grappa jednoznacznie kojarzy się z Włochami, u nas zazwyczaj też kojarzy się z dość podłym, bombrowatym trunkiem. Trochę szkoda, bo wystarczy nieco poszukać i można znaleźć naprawdę niezłe rzeczy, ale nie o tym dziś.
Trunki z wytłoków produkuje się praktycznie wszędzie tam, gdzie powstaje wino. Że zazwyczaj wszędzie nazywają się inaczej, to i z rozpoznawalnością bywa różnie. Najlepsze wina na świecie powstają w Burgundii, więc pewnie i destylaty mają niezłe. Ale że oni tam coś destylują? Ano właśnie! We Francji destylat z wytłoków zwany jest marc, a najbardziej znane powstają w Burgundii właśnie, a także w Szampanii. Nie zdziwcie się więc, gdy zobaczycie butelkę ze znaną marką szampana na etykiecie i zawartością alkoholu w okolicach 40%.
Czym jest dzisiejszy Marc od firmy Briottet? To oczywiście destylat z wytoków winogron pochodzących z Burgundii, starzony w dębowych beczkach przez około 5 lat (według informacji od producenta). Dostępny w całkiem znośnej cenie (około 110 złotych za butelkę), w dodatku ładnie opakowany (moje zdjęcie niestety nie oddaje tego zbyt dobrze...) - nie ma powodów, by nie spróbować!

piątek, 26 grudnia 2014

Rosolis Ziołowy Gorzki

Dawno na blogu nie pojawiała się żadna "ziołówka", a finał świątecznego obżarstwa wydaje się być znakomitą okazją do degustacji. Tak więc dziś w szkle zawitał Rosolis Ziołowy z Polmosu Łańcut.
Trunek chyba obecnie mało popularny, na pewno ciężko go dostać w większości sklepów z alkoholami. Może ma stałe grono odbiorców i promocja nie jest mu potrzebna, a może został lekko zaniedbany, bo mocno promuje się inne marki? Tego nie wiem, ale póki co chyba nie będzie znikał z rynku, bo jego opakowanie zostało lekko odświeżone (ja mam jeszcze starą butelkę, ale na stronie internetowej można zobaczyć już nową).
Producent chwali się, że jest obecnie jedynym producentem rosolisów w Polsce (tu pojawia się kolejny problem z nazewnictwem - rodzaj alkoholu stanowi jednocześnie nazwę własną...), a w ofercie poza Ziołowym znajdują się jeszcze dwa - Różany i Kawowy. Do Ziołowego używa się ponoć 20 różnych ziół z Podkarpacia, nie wiadomo niestety jakich, bo informacje na stronie są bardzo enigmatyczne. Ja specem od rozpoznawania ziół w alkoholach nie jestem, ale postaram się coś wywąchać. Pora więc spróbować tej ciekawostki i sprawdzić, co ciekawego oferuje, no i czy faktycznie podziała dobrze na trawienie?

środa, 17 grudnia 2014

Four Roses Small Batch

Dawno na blogu nie pojawił się żaden bourbon, pora więc nadrobić nieco zaległości. Trafiło dziś na dość znaną markę - Four Roses. Wyjątkowo jednak nie będzie to podstawowa wersja, a już nieco wyżej stojąca w hierarchii edycja 'Small Batch'. Producent nie informuje niestety, jakiej ilości beczek użył do zestawienia tego trunku, ale oczywiście jeśli ktoś chce mieć coś jeszcze bardziej ekskluzywnego, to pozostaje mu edycja 'Single Barrel'. W sumie niewiele droższa, a powiew ekskluzywności dużo wyraźniejszy.
Ale wracając do tego, co mam w kieliszku. Ta edycja Four Roses rozlewana jest z mocą 45%. Producent chwali się całą masą nagród, otrzymanych przez tą edycję, ale o samym trunku pisze niewiele. Trochę szkoda, ale w sumie liczą się efekty, a nie parametry. Pora więc sprawdzić, co się nalało to tej ładnej butelki (nawiasem bardzo wywrotnej i wrażliwej na nierówne podłoże...).

piątek, 12 grudnia 2014

Crabbie's Alcoholic Ginger Beer

Dziś wkraczam na nieco wyższy poziom egzotyki, oczywiście patrząc z polskiej perspektywy. Bo wciąż jest cała masa rzeczy zwyczajnych w innych, bliskich nam krajach, a nam w zasadzie kompletnie nieznanych. Czymś takim jest dzisiejszy Crabbie's, czyli popularne na Wyspach Brytyjskich piwo imbirowe (popularne, i chyba pierwsze w historii). Hasło pewnie wielu znane, ale może się pod nim kryć kilka rodzajów napojów. I jak się okazuje pełna nazwa to nie tylko brak orientacji autora w temacie, ale też dość konkretne określenie typu piwa imbirowego, z jakim mamy do czynienia.
Ale od początku. Piwo imbirowe z piwem w klasycznym ujęciu ma niewiele wspólnego. Jest to po prostu - jak wskazuje nazwa - napój na bazie imbiru, zazwyczaj z dodatkiem cytryny i jakichś przypraw, zależnie od gustu twórcy. Imbir miesza się z innymi składnikami, moczy jakiś czas w wodzie, a potem poddaje fermentacji - stąd bierze się alkohol i bąbelki.
Istnieje też bezalkoholowa wersja tego napoju, także zwana ginger beer, ewentualnie ginger ale. To już po prostu gazowana woda, imbir (lub aromat) i przyprawy - pospolity napój gazowany, u nas mało popularny, a szkoda, bo dobrze miesza się choćby z whisky.
Zatem był już wstęp, pora na spróbowanie Crabbiesa. Nie ma co oczywiście nastawiać się na orgię aromatów, ale walor poznawczy będzie nieoceniony!

czwartek, 11 grudnia 2014

Browar Udomowiony Kruk, Jabłecznik

Coś już chyba napomknąłem wcześniej o zamknięciu sezonu cydrowego, ale jeszcze na chwilę go otworzę. Czemu? Otóż pewnego wieczoru dotarł do mnie MMS. A w zasadzie powiadomienie o tym, że nie da rady go doręczyć, bo coś tam... Pod tym względem mój telefon jest dość wybredny. Zadzwoniłem jednak do nadawcy, dowiedziałem się o co chodzi, wyobraźnia zastąpiła wysłane zdjęcie, no i czym prędzej popędziłem odebrać pozostawioną dla mnie butelkę.
Trafił mi się cydr z Browaru Udomowionego Kruk. A w zasadzie to jabłecznik, bo tak go nazwał Twórca, i w sumie polskie nazewnictwo jakoś tak bardziej jest na miejscu. Autora tego trunku niestety nie udało mi się poznać, choć niewykluczone że kiedyś na mojego bloga zajrzał (a teraz żałuje, że jednak oddał komuś tą butelkę... ). Dla mnie to przede wszystkim ciekawa możliwość do porównania komercyjnych cydrów z domowym. W przypadku piwa wyroby domowe zazwyczaj są sporo lepsze, niż te sklepowe, po cichu liczę, że z jabłecznikiem będzie podobnie. Pora sprawdzić!

wtorek, 2 grudnia 2014

Romate Brandy de Jerez Solera Reserva

Sporo czasu upłynęło od ostatniego wpisu, pora więc nieco nadrobić zaległości. Szwy zdjęte, antybiotyk zjedzony, nic już nie stoi na przeszkodzie, można degustować.
Dziś na rozgrzewkę będzie coś prostego, ale przy okazji nieco zaskakującego. Pewnie wielu miało dylemat - co ciekawego można kupić za 50 złotych? Jeśli bierzemy pod uwagę destylaty, to zbyt wielkiego wyboru nie ma. Jakieś whisky mieszane, ewentualnie bourbon. O koniaku nie ma co marzyć, z pijalnym rumem będzie bardzo ciężko. A brandy? Ta kategoria chyba wciąż kojarzy się albo z wynalazkami spod szyldu "Napoleon", albo z napitkami w stylu Pliska/Słoneczny Brzeg. Jak dla mnie  - mało zachęcające rzeczy. Ale jakiś czas temu przeglądałem jak zwykle półki z alkoholami, i jedna butelka przykuła moją uwagę. Brandy de Jerez to niezbyt popularny u nas segment, a w sumie patrząc na jego profil smakowy, to miałby spore szanse na trafienie w masowe gusta. Takim kandydatem może być dzisiejsza brandy Romate. W marketach swego czasu do zdobycia w cenie nieco ponad 40 złotych. Czyli za kwotę, w której czasem ciężko znaleźć dobrą wódkę czystą. Ja oczywiście podjąłem ryzyko, w najgorszym wypadku zawsze można dokupić 2 litry coli - ona skutecznie rozwiązuje takie problemy. Ale czy naprawdę poniżej 50 złotych da radę kupić coś sensownego? Pora sprawdzić!