poniedziałek, 22 września 2014

Dwa malty poniżej stówki - Glen Ranoch i Glen Parker

Whisky single malt poniżej 100 złotych? Czy to w ogóle może się udać? Każdy chciałby pić dobre rzeczy, w dodatku kupione w okazyjnej cenie. A skoro chcących jest wielu, to oczywiście znajdzie się ktoś, kto będzie chciał spełnić ich fantazje (słowo "fantazje" jest tu chyba odpowiednie, ale niczego nie uprzedzajmy...). Hasło "single malt whisky" na etykiecie teoretycznie obiecuje coś lepszego, niż zwykły blend, a gdy dodatkowo cena jest dwucyfrowa, to wrodzona ostrożność ulega uśpieniu. No bo przecież prawie zawsze malt będzie leszy od whisky mieszanej... Ale czy na pewno?
Pora przekonać się o tym na własnej skórze, a konkretniej na języku. Trafiły mi się dziś na testy właśnie dwie takie butelki - Glen Ranoch i Glen Parker. Każda z nich to single malt, i każda z nich kosztować powinna poniżej stu złotych. Za taką kwotę zazwyczaj szuka się lepszego blenda, który czasem będzie miał już z 10-12 lat. Jakim cudem za taką kwotę da się kupić whisky słodową? Najczęściej będzie to młody destylat bez określonego wieku, ciężko będzie też dowiedzieć się, z jakiej pochodzi destylarni. Czy taki zakup ma sens?

czwartek, 18 września 2014

2 x whisky z wkładką - Jim Beam Red Stag i Jack Daniel's Honey

Przed whisky z dodatkami nie ma już ucieczki - pojawia się ich coraz więcej, coraz dziwniejsze smaki trafiają do butelek, czasem coraz trudniej to wypić (czego znakomitym przykładem jest choćby Ballantines Brasil...). Czasem można jednak sprawdzić co w trawie piszczy, przynajmniej jeśli chodzi o najpopularniejsze marki. Po raz kolejny wykażę się wielką odwagą i poświęceniem, i do degustacji trafią dwa smakowe wynalazki - wiśniowy Jim Beam Red Stag i miodowy Jack Daniel's Honey. Czemu nie opisywać ich osobno? Bo potencjału smakowego może starczyć ledwie na dwie linijki, a ciężko skończyć wpis po jednym krótkim akapicie. Przy dwóch już coś można sklecić nawet jeśli przełknięcie łyka przychodzi z trudem. Oczywiście lepiej było by, gdyby do porównania trafił miodowy Jim, ale to oznaczałoby konieczność zakupu całej butelki, a co zrobić z tą resztą po teście?
Chyba już wystarczająco wytłumaczyłem się, dlaczego piję dziś to, co piję, więc pora zacząć test amerykańskich słodkości.

środa, 3 września 2014

Permon Sherpa

Dziś w szkle wylądowało piwo, a konkretniej ipa (tak, znów ta ipa...) z czeskiego browaru Permon. Browar o tyle interesujący, że co prawda powstały na fali rewolucyjnej, ale warzący również klasyczne gatunki piwa (zachęcam do zerknięcia na ich stronę). Klasyka oczywiście nowofalowych pijaczy piwa zazwyczaj mało interesuje, ale mody maja to do siebie, że mijają, a "nuda" będzie zawsze miała swoich odbiorców.
Tyle więc sobie pofilozofowałem, co do samego piwa - jest to ipa dość treściwa i mocna (16% ekstraktu i 7,5% alkoholu), ale jeszcze nie nazywana imperialną, choć browar ma też w ofercie słabszą wersję, z chwytliwą nazwą PIPA. Do chmielenia użyto 4 rodzajów chmielu amerykańskiego, chmielono je też ponoć na zimno. Czyli w zasadzie norma. Będzie nuda i przesyt amerykańskimi szyszkami? Się zobaczy.