środa, 30 stycznia 2013

Primator Stout

Jakiś czas temu czeskie piwa kojarzyły się zapewne przeciętnemu piwopijcy (takiemu, jak choćby ja) ze standardową gamą "dziesiątka, dwunastka, rezane, ciemne", z możliwymi pewnymi odchyleniami i uzupełnieniami. Nietrudno było znaleźć tam piwo dobre bądź bardzo dobre, ale w sumie można stwierdzić, że troszkę to nudne.
I choć czeska kultura piwna to coś kosmicznie odległego od naszej, to jednak i tam znalazło się miejsce na rewolucję. Jednym z pierwszych browarów, warzących coś innego niż lager w wielu kombinacjach, był właśnie Primator. Sporo czasu już minęło od pojawienia się kilku jego interesujących piw (znakomita pszenica, ciekawe EPA czy choćby opisywany dziś stout) i wszystkim jakby nieco się już "opatrzyły", poza tym pojawiło się też wielu konkurentów.
I niby żadna to nowość, pewnie już nie porusza tak Czechów, jak i nas, Polaków, ale stwierdziłem, że dobrze byłoby wspomnieć o tych piwach. Po co? Bo w obecnej modzie na piwa w stylach angielskich, amerykańskich czy belgijskich, pojawiła się cała masa nowych, niekoniecznie tanich trunków, a być może wcale nie trzeba wydawać 10 złotych na butelkę, aby napić się czegoś ciekawego? Ok, nazwa Primator nie brzmi tak modne jak Pinta, Flying Dog czy Mikkeller, ale nie dajmy się zwariować. Stout za piątaka? Brzmi kusząco.

piątek, 25 stycznia 2013

Glen Scanlan Peated Blend

Dziś w szkle whisky z kategorii "nikt nic nie wie" (baardzo mocno naciągając rzeczywistość można by ją zakwalifikować do kategorii egzotyka... chyba) - szkocki blend, wypuszczony na rynek przez francuską firmę. Co Francuzom do whisky? Mają swoje destylaty, ale że whisky piją wszyscy i można na niej dobrze zarobić, to łapie się za to teraz każdy (ponoć nawet w Polsce coś się już dzieje).
Z tą egzotyką to może spore nadużycie, w sklepie pewnie przeszlibyście obok niej bez zaciekawienia, ale moją uwagę jednak zwróciła. Czemu? Z dwóch powodów w zasadzie.
Po pierwsze - ten Glen Scanlan był sprzedawany w bardzo fajnym zestawie 3x0,35L. Szkoda, że taki typ pakowania jest tak mało powszechny na naszym rynku - poza kilkoma zestawami maltów w zasadzie ciężko o coś więcej. A dawałoby to szansę niezbyt kosztownego zapoznania się z większą ilością trunków od jednego producenta. Miniaturki niby są, ale to nie to samo.
A drugi powód? Hasło "peated" na etykiecie. Tak, doświadczenie moje jeszcze niewielkie, więc daję się łapać na takie hasełka. Czasami nawet wychodzi z tego coś ciekawego - jak choćby niezły blend Black Bottle, który swego czasu można było nabyć w jednym z marketów za około 50 złotych.
Co wyszło w tym przypadku? Zapraszam dalej!

czwartek, 24 stycznia 2013

Luxardo Maraschino

Lubię czasami kupić coś w ciemno. Podoba mi się to tym bardziej, jeśli okaże się, że na przykład zakupiony trunek jest czymś ciekawym. Nie wiem wszystkiego o alkoholach (bo i kto wie?), dlatego czasami udaje mi się nabyć nieświadomie niezłe ciekawostki. Tak właśnie było z opisywanym dziś Luxardo Maraschino. Wypatrzyłem taką miniaturkę, wyglądała ciekawie i głównie tym mnie skusiła - bo i czego ciekawego można się spodziewać po likierze czereśniowym? Pewnie kolejna syropowata ciecz, z przeznaczeniem na składnik drinków i rozmaitych mieszanek.
Okazało się jednak, że nie do końca taki to zwyczajny trunek. Co ciekawe - to Luxardo jest destylatem! A więc żaden nalew, żaden alkohol wzbogacony aromatami - sama esencja, w dodatku leżakowana przez około 2 lata w beczkach z fińskiego jesionu (ponoć ma tą cechę, że nie barwi leżakującego w nim alkoholu). Jeśli dodać do tego pestki i miód, również używane w produkcji, zaczyna to wyglądać całkiem interesująco.
Pora zatem spróbować!

wtorek, 22 stycznia 2013

Fortuna, Komes Podwójny Ciemny

Dziś w szkle ląduje kolejna nowość z Browaru Fortuna - Komes Podwójny Ciemny. Jest to drugi z tego browaru, po opisywanym już przeze mnie Komesie Potrójnym, reprezentant serii piw refermentujących w butelce. Choć może "seria" to dużo powiedziane - są takie piwa w portfolio Fortuny dwa. Ale jak na polskie warunki - to już nieźle.
Przy pierwszym, "zewnętrznym" kontakcie z piwem, poruszyło mnie używane często na kontrze sformułowanie "piwo mocne". Nie wiem, w jakim celu to uczyniono, ale część klientów może to moim zdaniem odstraszyć - wszak wiadomo, z jakim "targetem" kojarzą się piwa mocne... I jeszcze ktoś zobaczy to mocne w koszyku w drogich delikatesach, i będzie wstyd!
No ale mniejsza o to. To nie Ipod, tym się nie lansuje, to się pije, zatem do szkła i do dzieła!

środa, 16 stycznia 2013

Clynelish 14 YO

Dziś kolejna, po Balblair 10 YO, whisky z cyklu "dopijam resztki". Padło tym razem na Clynelish 14 YO. Był to chyba jeden z pierwszych maltów, jakie kupiłem w dużej butelce. Było to chyba z  lat temu, a w podobnej cenie można było nabyć też Ardbega czy Caol Ilę 18 YO... Człowiek był młody, niewiele wiedział o życiu (nie, żeby na chwilę obecną wiedział dużo), kupował trochę w ciemno. Tym niemniej - pierwszy kontakt zrobił na mnie pewne wrażenie.
Butelka powoli pustoszała, w końcu z racji niewielkiej ilości trunku powędrowała gdzieś na tył barku, jakoś szkoda było ją dobijać... Ale w końcu trzeba zrobić miejsce na kolejne! Zatem ostatki do szkła i do dzieła!

środa, 9 stycznia 2013

Fernet Branca

Dziś w szkle jeden z najsłynniejszych likierów ziołowych na świecie - Fernet Branca. To kolejna "ziołówka", po węgierskim Unicum, która wpadła mi w ręce. Przyznam szczerze, że trunek z Węgier zachęcił mnie do degustowania tego typu napitków. Czemu? Dlatego, że dają sporo ciekawych wrażeń w dość rozsądnej cenie.
Nazwa Fernet Branca to połączenie nazwy ziół (fernet) i nazwiska twórcy - Bernardino Branca. Nie należy więc posądzać wszystkich Fernetów o nieudolną próbę podszywania się, choć z pewnością korzystają nieco z części słynnej nazwy.
Sam trunek to połączenie wyciągów z dużej ilości ziół oraz destylatu gronowego, plus nieco karmelu na zabarwienie. Ciekawostka to starzenie trunku przez 12 miesięcy w beczkach ze słoweńskiego dębu.
Jak smakuje i czy prezentuje ten sam poziom, co Unicum? Zapraszam do lektury.

wtorek, 8 stycznia 2013

Boon Oude Geuze

Po ostatnim, nieco bardziej "wymagającym" piwie, dziś pora na kolejne. Trochę inny to typ piwa, nie tylko z racji przynależności gatunkowej, ale również z racji tradycji. Wszelkiej maści amerykańskie, ekstremalne piwa, to dość młody wymysł, natomiast belgijskie geuze to absolutna klasyka. Nie żeby skłaniało mnie to do klękania przed tymi trunkami i mnożenia ochów i achów za sam rodowód, ale jednak mają w sobie to "coś".
Samo geuze jest często utożsamiane z piwem lambic - w dużym (no, może przesadnie dużym...) uproszczeniu to prawda. Geuze (bądź też gueuze) powstaje jako blend młodych i starych lambików. Boon Geuze to mieszanina lambika 18 - miesięcznego (stanowi 90% mieszanki), 3 - letniego i bardzo młodego, świeżego (po 5% każdy). Co ciekawe - informację o tym można znaleźć nawet na nalepce polskiego importera. Spore to zaskoczenie, bo wiadomo, jak zazwyczaj one wyglądają i jak wartościowy jest opis piwa na nich zawarty...
Było więc trochę teorii (bardzo dobry opis stylu można znaleźć tu), była pochwała importera, pora zatem przejść do najważniejszego!

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Flying Dog, Snake Dog IPA

Pierwszy post w nowym, wspaniałym roku - trzeba więc zacząć czymś solidnym. Po prawdziwym wysypie polskich, mocno chmielonych "mordowykręcaczy", dzięki importowi Piwiarni Żywieckiej pojawiła się okazja na spróbowanie amerykańskich pierwowzorów. W dodatku za rozsądną cenę (co ciekawe - okazuje się, że piwo wiezione przez Ocean jest tylko odrobinę droższe od podobnego, produkowanego w naszym kraju... cuda panie, cuda!). Nie wiadomo, czy przyjmą się tak samo dobrze jak nasze "regionalne, rzemieślnicze", mam jednak nadzieję, że będą gościć na stałe w ofertach sklepów, a nie tylko na zasadzie jednorazowego "strzału". Może to uświadomi niektórych piwoszy, że istnieje jeszcze świat poza naszymi kilkoma browarami robiącymi ciekawe piwa, a w dodatku w tym świecie nie jest drożej, a i piwa stabilne...A jak pojawi się rozsądna konkurencja - wiadomo, my, konsumenci, możemy tylko zyskać.
Ale starczy tych rozważań - Snake Dog do szkła, i do dzieła!