wtorek, 26 sierpnia 2014

Engelszell Gregorius Trappistenbier

Wiele razy, przy różnych dziwach przyrody, stwierdzałem odważnie, że "już nic mnie chyba nie zaskoczy", i zawsze znalazło się coś, co jednak budziło moje zdziwienie. Tak było przy okazji opisywanego dziś piwa. Browary Trapistów są dość dobrze znane osobom zainteresowanym piwem, a ci zainteresowani piwem belgijskim ich listę są w stanie wyrecytować z pamięci obudzeni nagle w środku nocy. Wiadomo, że sześć belgijskich no i ten jeden holenderski, taki może trochę mniej poważany, ale jednak piwo robi niezłe. Otóż nie! Szok i niedowierzanie dopadły mnie niemal jednocześnie, gdy podczas buszowania po półkach pewnego warszawskiego sklepu piwnego natknąłem się na piwo Trapistów pochodzące z... Austrii! Temat piw Trapistów jest mi dość dobrze znany, nawet zbieram jakieś drobiazgi z nimi związane, ale przyznaję, że nie śledzę niusów na bieżąco. Stąd takie zaskoczenie. Przez moment w głowie pojawiło się hasło "podróbka", ale w dzisiejszych czasach, przy tych armiach bezrobotnych prawników chyba nikt by się na to nie odważył. Zbadałem więc trochę temat i faktycznie zakon Engelszell może posługiwać się popularnym znaczkiem z napisem "Authentic Trappist Product", ale doznałem kolejnego szoku gdy okazało się, że tym oznaczeniem może się również posługiwać jeden z zakonów amerykańskich! A potem do grona dołączył jeszcze jeden w Holandii. W sumie jest więc ich teraz 10. Ładna, okrągła liczba, i dodatkowe piwa i birofilia do zdobycia.
Krótko o samym Engelszell - warzą na chwilę obecną dwa piwa. Pierwszym uwarzonym był Gregorius, ciemny tripel o mocy 9,7%, z którym dziś się właśnie zmierzę. Drugim był jasny dubbel (tak, to nie błąd, podobnie jak z ciemnym tripelem...) o mocy 6,9%. Tyle przynajmniej można się dowiedzieć na chwilę obecną ze strony opactwa. Więcej pisać nie będę, bo informacje można bez problemu znaleźć w sieci. Biorę się za piwo, bo naprawdę jestem ciekawy, co to za wynalazek.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Z wizytą: Browar Osjann, Biała Podlaska

Jednym z punktów na mojej wakacyjnej mapie była Biała Podlaska, więc nie mogło się obyć bez wizyty w miejscowym browarze. Gdy usłyszałem o tym przedsięwzięciu jakiś czas temu, nie bardzo mogłem uwierzyć w to, że ktoś ryzykuje spore pieniądze w miejscu gdzie przebojem jest lana perła i warka w firmowej piwiarni. Ale jeśli kogoś stać, to w czemu nie?
Urządzenia Kaspar - Schulz
O samej restauracji rozpisywać się nie będę, bo wygląd to kwestia gustu (wystrój trochę w stylu bierhalle), a od oceniania jedzenia są inni spece. Jeśli chodzi o instalację do warzenia piwa to szczegółów technicznych nie poznałem (szczerze mówiąc - średnio mnie to interesuje, bo bardziej interesują mnie efekty), ale zaraz przy wejściu ładnie błyszczały się miedziane urządzenia Kaspar - Schulz. Widać to zresztą na zdjęciu, które niestety robiłem swoją archaiczną komórką, więc jakość jest jaka jest.
Ogólne wrażenia po wejściu jak najbardziej pozytywne, zaskoczyły mnie też ceny - 6,5 złotego za pół litra piwa to całkiem niezła cena, szczególnie jeśli porówna się to do cen w warszawskich przybytkach tego typu. A co dostaje się za tą cenę? O tym dalej.
Osjann Lager

piątek, 15 sierpnia 2014

Laphroaig 1998/2011 52,5% Malts of Scotland

Dziś nie będzie już żadnej popularnej, słodkiej wódki ani piwa z dyskontu. Wszak trzeba o siebie dbać i co jakiś czas spróbować czegoś bardziej ambitnego. Tak więc dziś sięgnąłem po sampla Laphroaig'a, ale nie z "seryjnego" wypustu, a z rozlewu niezależnego. W dodatku z beczki po sherry i bez rozcieńczania wodą, i więc już na starcie zapowiada się ciekawie. 
O samej destylarni nie ma co powielać informacji - jest ich bardzo wiele w sieci, jako że Laphroaig jest jedną z tych "kultowych" (co oczywiście odbija się na cenach...). Ogólnie dostępnych, popularnych wypustów jest niewiele, więc tym bardziej warto sięgnąć po jakieś ciekawostki żeby sprawdzić, jak wygląda i smakuje ta whisky poza oficjalną linią. Tak więc nie przedłużam już tego nieco drętwego wstępu i zaczynam degustację. Zapraszam dalej!

środa, 13 sierpnia 2014

Argus Łowczy Chmielowy Kwartet

Zakładając tego bloga nie nastawiałem się na to, że będę sięgał po piwne marki własne marketów (no chyba że w artykule w stylu "co kupić, gdy 3 złote dzwonią w kieszeni, a pić się chce?"), ale krajowa "piwna rewolucja" wszystkich mobilizuje do działania. Chciwość jest dobra. Tak więc dziś w szkle lidlowa odpowiedź na zapotrzebowanie rynku na ambitne piwa - Argus Łowczy Chmielowy Kwartet. O ile w Belgii kupno w dyskoncie piwa refermentującego w butelce nie jest pewnie niczym niezwykłym, to na naszym rynku jest to warte zauważenia. Czy zarząd dyskontu uznał taki fakt za istotny? Ciężko powiedzieć, przy spojrzeniu na etykietę w oczy rzuca się informacja o chmieleniu i o imponującej zawartości alkoholu, o drugiej fermentacji napomknęli coś na kontrze.
Piwo dla Lidla uwarzyła Fortuna, więc można podejrzewać, że jest to jakiś klon Komesa Poczwórnego. Ale nie piłem go jeszcze, więc porównania żadnego nie mam.
Patrząc obiektywnie - quadrupel w cenie 4 złote za pół litra brzmi zachęcająco. Ale czy to dobre piwo? To zaraz się okaże.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Żubrówka Złota

W najbliższym czasie miało nie być żadnych eksperymentów, ale jak to w życiu bywa pojawia się coś nowego, ciekawego, czego w zasadzie by się nie tknęło, ale... I w taki oto sposób na dzisiejszą degustację załapała się nowość od grupy CEDC - Żubrówka Złota. Trochę wygląda to na robienie wewnętrznej konkurencji Żubrówce Palonej, więc ta zapewne zacznie znikać ze sklepów, można więc przy okazji zachomikować butelkę dla potomnych, żeby wiedzieli jakimi "rarytasami" nas kiedyś raczono.
A co to za cudo ta Żubrówka Złota? Ponoć to wódka (tak, hasło "wódka" widnieje na etykiecie, żadne tam napoje spirytusowe!) aromatyzowana polskimi ziołami i wyciągiem z kory dębu. Z ziołami nie mam problemu, ale ta kora dębu budzi we mnie jakieś wątpliwości. Ciekawe, czy jeśli wódka stanie się popularna, to starczy polskich dębów żeby ją aromatyzować? Z jednej strony życzę sukcesów, z drugiej - o przyrodę trzeba dbać, i pojawiają się wątpliwości nad kieliszkiem...
Ale żarty na bok, pora na serio zbadać ten wynalazek i sprawdzić, czym tym razem chcą nas uraczyć. Zapraszam dalej!

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Bunnahabhain 12 YO

Choć za oknem gorąc koszmarny i niczego poza zimną wodą pić się nie chce, postanowiłem się przemóc, zmobilizować i czegoś spróbować (a przy okazji oczywiście coś napisać). Na eksperymenty specjalnej ochoty nie miałem, więc dziś będzie względnie bezpiecznie (bo już kiedyś tego próbowałem), bez obawy że trafię na jakąś straszną minę - a z tym ostatnio bywa różnie. W ten sposób w szkle wylądował 12 - letni Bunnahabhain, czyli whisky single malt z Islay. Ale whisky jak na ten region trochę nietypowa, bo nietorfowa. Przez to może nieco mnie popularna od swoich pachnących inaczej braci (choć na rynku pojawiły się już torfowe Bunny - jednak mód i trendów nie da się ignorować), ale oczywiście nie ma jej co przez to spisywać na straty. Bo wszystkiego trzeba spróbować, żeby sobie wyrobić własne zdanie (choć może niekoniecznie wszystkiego...).
Nie bawię się zatem w przydługie wstępy, i zabieram za degustację. Zapraszam dalej.