środa, 31 lipca 2013

Hevelius Kaper

Na wstępie od razu krótkie wyjaśnienie - piwo obecnie w zasadzie naszywa się Kaper, już bez Heveliusa, więc i tytuł posta powinien być inny. Ale trochę dziwnie wyglądałby jeden wyraz, więc jest jak jest.
Oto zatem dziś trafiło w me ręce "najmocniejsze jasne piwo produkowane w Polsce" (tak zachwala je na swojej stronie Grupa Żywiec). Czy jest ono na pewno najmocniejsze? Ciężko powiedzieć, myślę, że fani Browaru Jabłonowo mogą protestować. Nie da się jednak zaprzeczyć, że przynajmniej teoretycznie Kaper jest skierowany do nieco innego "targetu" niż mocarne wynalazki w plastykowych butelkach. Do jakiego? Część pewnie stanowią osoby z sentymentem wspominające dawnego Heveliusa. Oczywiście spora grupa pijących będzie w tym trunku szukać wyłącznie procentów - i z pewnością je znajdą. Jest ich prawie dziewięć. Ale czy to piwo ma do zaoferowania coś poza mocą? I czy w ogóle w Polsce można zrobić jasne piwo dolnej fermentacji, które nie będzie "mózgotrzepem"? Szczerze mówiąc mam co do tego spore wątpliwości, ale jednak postaram się to sprawdzić. Zatem biorę głęboki oddech, z pewnymi obawami sięgam po butelkę i zaczynam.

czwartek, 25 lipca 2013

Bavaria 0,0% Wit

Dziś będzie nieco nietypowo, bo bezalkoholowo.
Na pewno wielu stawało przed jakże poważnym problemem - mianowicie chce się piwa, a nie można napić się alkoholu. Wyjść oczywiście kilka się znajdzie - od całkowitej rezygnacji, na poszukiwaniu bezalkoholowej alternatywy skończywszy. Jakie opcje szukając piwa bezalkoholowego mamy do wyboru, z grubsza wiadomo. Pewnie też każdy miał okazję spróbować bezalkoholowego lagera. Z grubsza wszystkie smakują podobnie - trochę chmielu, mocne nagazowanie i specyficzny, nieco podobny do słodzika, posmak (swoją drogą znalazłem podobny w pitym jakiś czas temu winie bezalkoholowym - paskudztwo!).
Pewną opcją są ciemne piwa karmelowe, a w obecnym czasie w zasadzie tylko jedno, plus jeszcze smakowe bavarie. No a jak już się człowiek zakręci wokół tych owocowych dziwactw, to trafia też na coś ciekawego - czyli bezalkoholowego witbiera. Bezalkoholowe pszenice niemieckie już widziałem (szkoda, że ciężko je dostać), ale wita - nigdy. Cóż więc pozostaje? Koniecznie trzeba spróbować!

poniedziałek, 22 lipca 2013

Bacardi Oakheart

Trzeba poszerzać horyzonty i ciągle iść do przodu, bo kto stoi w miejscu, ten w zasadzie się cofa. Zatem pora zabrać się za degustację rumów. Zatem dziś Bacardi Oakheart (w tle słychać drwiący chichot). Tak, nie ma to jak zacząć pić rumy od nie - rumu. Ale cóż, musicie wybaczyć, akurat to mi wpadło dziś w ręce. W planach są trunki mające nieco więcej wspólnego z tą kategorią, ale to jeszcze nie teraz.
Co do samego Oakhearta - jest to oczywiście tzw. "napój spirytusowy", czyli mieszanina rumu, przypraw, cukru i aromatów (plus dla producenta, że w ogóle podaje skład, na większości tego typu napitków takie informacje się nie pojawiają). W założeniu zapewne ma się pić łatwo, lekko i przyjemnie. Nie jest to więc trunek dla koneserów gatunku, a raczej dla średnio wymagających użytkowników, którzy nie będą nad nim cmokać i kontemplować, tylko szybko opróżnią szklankę. Co zatem ma do zaoferowania, i czy w ogóle warto mu poświęcać chwilę, czy może lepiej kupić jakiś krajowy "napój spirytusowy" w dwukrotnie niższej cenie? Zaraz to sprawdzę, zatem zapraszam dalej!

środa, 17 lipca 2013

Tomatin 12 YO

Na dzisiejszą degustację wybrałem whisky Tomatin w wersji dwunastoletniej. Powstała ona w destylarni interesującej z co najmniej dwóch powodów. Jakich? Pierwszy niekoniecznie jest związany z samym trunkiem. Otóż gorzelnia wykazała się kreatywnością i zaczęła wykorzystywać gorącą wodę pozostałą po destylacji do... hodowli węgorzy!
Druga ciekawostka - jako pierwsza została przejęta przez kapitał pochodzący z kraju kwitnącej wiśni. Tam też ponoć Tomatin 12 YO jest bardzo popularny.
Gorzelnia Tomatin była w latach siedemdziesiątych największą szkocką destylarnią, ale nawet pomimo tego nie ominął jej kryzys z początku lat osiemdziesiątych. Wtedy właśnie został przejęty przez Japończyków. Wcześniej destylat wykorzystywano głównie do blendów, nowy właściciel postanowił jednak promować bardziej wersję single malt. Pojawiło się więc kilka wersji w różnym wieku, można je nawet bez problemu (i w dość rozsądnych cenach) nabyć w Polsce.
Ja na dzisiejszy wieczór wybrałem Tomatin 12 YO, o mocy 40%. Jest to jedna z podstawowych wersji (niżej w ofercie znajduje się jeszcze Tomatin Legacy - no age). Co ma do zaoferowania? Zapraszam dalej!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Browar Tumski, Stout

Dziś w szkle kolejne, po radomskiej Pivovarii, piwo z browaru restauracyjnego. Tym razem padło na założony w 2008 roku, płocki Browar Tumski i jego stouta.
Do tej pory nie dane mi było spróbować żadnego z płockich piw, a miały one dość dobrą opinię. Ucieszyłem się więc na informację, że znajomy wybiera się w te rejony i przywiezie mi coś dobrego. Kolejną dobrą informacją było to, że browar rozpoczął butelkowanie swoich piw. Oczywiście wcześniej można było przyjść ze swoim szkłem i ponoć nie było problemów z jego napełnieniem, ale co własny rozlew, to własny, a i trwałość piwa lepsza.
W moje ręce trafiło w sumie pięć różnych piw - pszenica, pszenica miodowa, ciemne miodowe, pils i stout (po co dwa piwa miodowe w ofercie?). Na pierwszy ogień poszła miodowa pszenica, przede wszystkim dlatego, iż kapsel nie był w 100% szczelny. Na szczęście samemu piwu to nie zaszkodziło, nie miało żadnych oznak zepsucia. I o ile miłośnikiem piw miodowych nie jestem, to przyznaję, że nawet mi smakowało. Słodycz miodu trochę przytłaczała, ale nie psuła pijalności piwa.
Pora zatem na kolejne piwo - stouta. Gatunek nieco trudniejszy w odbiorze, dlatego chwała browarowi za to, że nie ogranicza się do "zestawu obowiązkowego" typu pils, pszenica i dunkel (oczywiście słodki). Stout jest na papierze dość treściwy, bo ma 13,8% ekstraktu, zatem wodniście być nie powinno. A jak wyszło? Zapraszam dalej!

czwartek, 11 lipca 2013

Cydr Lubelski

Gdyby przeciętnego obywatela naszego pięknego kraju zapytać, jaki owoc w nim rosnący (kraju, nie obywatelu) jest najbardziej popularny, zapewne bez wahania odpowiedziałby, że jabłko. I oczywiście jest to odpowiedź jak najbardziej sensowna. Pomijam oczywiście chwilowe zachwyty mocno sezonowymi owocami, i towarzyszące im narodowe debaty p.t. "jak drogie będą truskawki i czemu będzie ich tak mało", po czym wszystko jest dokładnie tak, jak w latach ubiegłych, nie ma żadnej klęski i kryzysu.
Wracając jednak do jabłek. W kraju znanym z wódki, w którym stale rośnie spożycie piwa, nikt nie przerabia na lekki napój alkoholowy najlepiej dostępnego i chyba najtańszego owocu. Czemu tak się dzieje? Przez masę utrudnień, jakie państwo stawia przed ludźmi, chcącymi rozpocząć produkcję. Wysoka akcyza (choć ta spadła), banderole, konieczność posiadania "koncesji" detalicznej nawet przy garażowej skali produkcji, plus jeszcze Sanepid. Nic dziwnego, że w kraju, który produkuje ogromne ilości jabłek, mamy ledwie kilku producentów cydru. Nawet gigant taki jak Carlsberg nie chciał się boksować z naszą rzeczywistością, i Sommersby w polskim wydaniu to piwo z aromatem jabłkowym, a nie sfermentowany sok jabłkowy.
Pojawia się jednak światełko w tunelu. Akcyza spadła znacząco, i powoli nadchodzi chyba "cydrowy boom". Udało mi się znaleźć cydr w normalnej cenie - bohater dzisiejszej degustacji kosztuje ledwie 9 złotych za litr. Całkiem uczciwie, szczególnie jeśli spojrzy się na cenę rywala - cydru Lajk (może on też stanieje?). Zatem po nieco długawym wstępie pora sprawdzić, co dostaniemy za tą cenę. Zapraszam dalej!

wtorek, 9 lipca 2013

Samuel Adams Boston Lager

Jeśli interesujecie się tematyką piwną, o marce Samuel Adams zapewne słyszeliście. To jeden z pierwszych "crafb breweries" w Stanach Zjednoczonych, powstał w okresie największego zainteresowania małymi browarami.
Ci mniej zainteresowani tematyką piwną też mogli co nieco o nim usłyszeć. Być może obiła się im o uszy informacja o bardzo drogim piwie z USA, sprzedawanym w butelce o kształcie kadzi - nazywał się ono Utopias. Warzył je właśnie Samuel Adams.
Browar odniósł spory sukces, co oczywiście oznaczało zwiększenie produkcji i zainteresowanie się nim większych graczy. Taka sytuacja ma oczywiście zalety i wady.
Zaletą jest niewątpliwie możliwość kupienia tego piwa w dość rozsądnej cenie (około 5 złotych w markecie). Pewną wadą jest natomiast pochodzenie piwa - Samuel Adams, którego dziś piję, nie pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Został uwarzony przez browar Shepherd Neame w Wielkiej Brytanii. Oczywiście nie musi to oznaczać gorszej jakości piwa, zresztą produkcja kontraktowa to w przypadku małych browarów norma. Nie ma jednak tego uczucia picia piwa, które przywędrowało do nas przez "Wielką Wodę". Przywędrowało przez wodę nieco mniejszą, ale i tak jest fajnie. Pora więc sprawdzić, co nalali do butelki.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Glendronach 15 YO Revival

Nie lubię się "napalać" - człowiek traci wtedy zdolność trzeźwej oceny sytuacji, podejmuje nieprzemyślane decyzje, a gdy już opadnie podniecenie stwierdza, że jednak mógł wybrać lepiej. Dlatego troszkę martwiłem się, gdy przyniosłem tą butelkę do domu. Tą, czyli butelkę piętnastoletniego Glendronacha. Zazwyczaj staram się nieco poczytać, poszukać jakichś informacji - wszak duża butelka to spory wydatek. O whisky Glendronach gdzieś coś przeczytałem, że ich edycja single cask jest bardzo dobra, i to w zasadzie wszystko. Z tymi skromnymi informacjami, przy brzydkiej pogodzie, na poprawę humoru, ruszyłem po upatrzoną wcześniej butelkę. Oczywiście otworzyłem ją zaraz po powrocie, spróbowałem i... powiedzmy, że nie urwało mi niczego, nie klęknąłem z wrażenia, chórów anielskich również nie usłyszałem. Ale tłumaczyłem to sobie kiepskim dniem.
Kolejne spotkania z Glendronach Revival były już przyjemniejsze. I z każdym kolejnym spotkaniem whisky coraz bardziej do mnie przemawiała. Pora zatem podzielić się wrażeniami z degustacji. Zapraszam dalej!

wtorek, 2 lipca 2013

Dead Crow Bourbon Flavoured Beer

Miały być wakacje, dwa tygodnie bez komputera, lekki odwyk, ale jednak się nie udało. Przynajmniej nie do końca, bo jednak tydzień bez zaglądania się udał.
Niestety trzeba było wybrać się po jakieś jedzenie do sklepu, a skoro już sklep, to i stoisko z alkoholami i piwem, żeby spojrzeć, czy przypadkiem nie pojawiło się coś nowego. I okazało się, że sporo nowego zawitało na półkach. Może niekoniecznie wszystko było interesujące, ale z kronikarskiego obowiązku wypada przynajmniej spróbować. Taką właśnie metodą zostało zakupione piwo, które dziś wylądowało w szkle.
Dead Crow to piwo, przynajmniej wedle deklaracji producenta, aromatyzowane bourbonem. Ładna etykieta zwraca uwagę, ale kilka sekund wystarczy, żeby wiedzieć, co to za wynalazek. Butelka z bezbarwnego szkła, informacje o piwie szczątkowe, nie ma nawet producenta, jest tylko zleceniodawca. Tylko po kodzie EAN można się zorientować, że piwo pochodzi z Wielkiej Brytanii. Czy więc skreślić je już na starcie? Raczej nie, nie należy się uprzedzać, każdemu piwu trzeba dać szansę. Zatem do dzieła!