piątek, 29 marca 2013

Żubrówka Palona

Nie będę ukrywał, że już od momentu pojawienia się na rynku Żubrówka Palona wzbudzała moją ciekawość. Głównie dlatego, że tego typu trunku żaden polski producent jeszcze nie wypuścił na rynek. Wiadomo, co u nas dominuje - czysta wódka, ewentualnie "cukrowe potworki", czyli wiśniówka/cytrynówka/malinówka, plus wódki żołądkowe. W większości przypadków średniej jakości, nadające się głównie na wypełniacz do drinków.
Tu pojawiło się coś świeżego - trunek na bazie whiskey, leżakowany w beczkach po nalewach wiśniowych. Nie pojawia się niestety informacja, w jakiej ilości/proporcji została użyta whiskey, ani informacja, jaki czas Palona spędziła w beczce. Nic nie wiadomo też o cukrze, karmelu, aromatach... Widać producent bardzo pilnuje tajemnicy, a z drugiej strony - pojęcie "napój spirytusowy" jest jak widać bardzo szerokie.
Oczywiście nie należy się oszukiwać i mieć zbyt wysokich wymagań - żeby Żubrówka Palona się sprzedała, musi być słodka, gładka, i w miarę bezproblemowo przejść przez gardło. Za 30 złotych nie kupi się boskiej ambrozji, ale może przynajmniej będzie ciekawie? Zapraszam dalej!

wtorek, 19 marca 2013

Isle of Jura 10 YO

Po chomikowanym kilka lat w piwnicy Porterze Łódzkim, dziś w szkle wylądowała kolejna "ofiara" buszowania po sklepach alkoholowych - whisky Jura w wersji dziesięcioletniej. Sama whisky to raczej nie superliga maltów, ale spróbować wypada, a i miniaturka ma w sobie sporo uroku, nie pozostało więc nic więcej, tylko kupić i spróbować.
Sama buteleczka jest dość słabo oznaczona - tylko nazwa destylarni, bez podania wersji. Niby wiadomo, że to pewnie podstawowa, dziesięcioletnia wersja, ale z opakowania to nie wynika. W razie czego wujek google jest pomocny, ale wolałbym wiedzieć co jest w butelce zanim ją kupię.
Ale starczy już rozważań nad opakowaniem, pora sprawdzić, co siedzi w środku. Zapraszam dalej!

poniedziałek, 18 marca 2013

Browary Łódzkie, Porter "vintage"

Dziś wysmarowuję pięćdziesiątego posta, więc ten mały jubileusz trzeba uczcić czymś specjalnym. Padło na Łódzkiego Portera. Oczywiście mógłby to być zwykły, obecnie dostępny porter - ale to by było zbyt proste (pomijając już fakt, że obecnie jest dostępny tylko w puszce - makabra!). Sięgnąłem zatem do swoich zapasów, i wydobyłem na światło dzienne piwo, które spędziło dobrych kilka lat w piwnicy. Ile dokładnie? Nie wiem, jak długi okres przydatności deklaruje producent, ale moja butelka ma na kontrze nadrukowaną datę 28.06.08. Wychodzi więc jak nic około pięciu lat, a przynajmniej cztery.
Ci, którzy leżakują portery wiedzą, że taki czas dla dobrego trunku nie stanowi wyzwania, a "przeterminowanie" portera o co najmniej kilka miesięcy pozwala mu odpowiednio dojrzeć i się ułożyć.
Nie będę ukrywał, że z pewnym niepokojem otwierałem tą butelkę (w piwnicy pozostała jeszcze zaledwie jedna). Nie chodzi nawet o fakt, że to prawie okaz muzealny - obawiam się raczej, że piwo przypadkiem utleniło się, straciło na aromacie... Wcześniejsze degustacje, które miały miejsce jakieś 2-3 lata temu, przebiegały nad wyraz pomyślnie. Było tak dobrze, że z dwóch skrzynek pozostały mi tylko dwie butelki, a w międzyczasie gruchnęła wiadomość, że Porter Łódzki będzie lany tylko w puszki! Wtedy właśnie te ostatnie butelki stały się dla mnie niezwykle cenne. Ale w końcu to "tylko" piwo, i kiedyś trzeba je wypić!

piątek, 15 marca 2013

Chartreuse zielony

Powiem (napiszę) szczerze, że nie za bardzo wiem, jak zacząć ten post. Stoi przede mną  w kieliszku ciecz o bardzo intrygującym kolorze, która wręcz prosi się, by jej spróbować. Prosi się już od dawna, od momentu, kiedy pierwszy raz wypatrzyłem ją w sklepie.
Cóż to takiego? Chartreuse. Nie wiesz, co to za trunek? Ja też nie wiedziałem. Ale że internet to kopalnia wiedzy... Tak na szybko dla leniwych - Chartreuse to francuski likier ziołowy, produkowany na bazie destylatu winnego i wyciągów ze 130 roślin. Co ciekawe, poza cukrem nie ma w tym likierze żadnych dodatków, więc fascynujący, zielony kolor to zasługa wyłącznie naturalnych składników (strasznie to wyświechtany slogan, ale ponoć to prawda).
Kolejna zwracająca uwagę cecha to spora moc likieru - aż 55%. Całkiem sporo, więc i doznania zapowiadają się intensywne. Ponoć trunek okazał się tak smaczny, że ludzie - poza zastosowaniami leczniczymi - zaczęli go spożywać w celach dużo bardziej przyziemnych. Co więc zrobili mnisi? Stworzyli wersję lżejszą, o mocy 40%, która sprzedawana jest jako Chartreuse żółte.
Dziś jednak zajmę się tylko wersją klasyczną, zieloną. Starczy więc przydługich wstępów, pora na degustację.

czwartek, 7 marca 2013

Browar Konstancin, Czarny Dąb

Opis tego piwa miał powstać już kilka dni temu. Butelka cierpliwie chłodziła się w lodówce, już nawet zdjęcie zostało zrobione, a tu niestety - kwas! Było to tym bardziej irytujące, że nie zdarzyło się pierwszy raz. Mój lokalny, ulubiony browar, i taka wtopa.
Postanowiłem w swym wzburzeniu napisać mail do Browaru Konstancin z krótkim opisem moich przygód, i co ciekawe - doczekałem się odpowiedzi, a nawet bardzo miłego zadośćuczynienia.
I nie piszę tego, żeby pochwalić się otrzymanym piwem (choć wiem, że chwalenie się darmochą jest bardzo modne wśród tzw. "piwnej blogosfery") - maila napisałem jako zwykły klient, nieco zawiedziony kolejnym słabym piwem. Nie padły tam słowa w stylu "jestem Blogerem, jak nie przyślecie mi czegoś za darmo to was zniszczę na moim czytanym przez 10 osób blogu, a potem będę o tym trąbił wszędzie, gdzie się da". Cieszy mnie, że pewne standardy dotarły do naszego kraju, i nawet mniejsze firmy liczą się ze zdaniem klienta.
I to tyle tego przydługiego wstępu.
Pora wrócić do samego piwa. Jest to pewna ciekawostka - ciemne piwo, produkowane z dodatkiem cykorii i prażonego buraka cukrowego. Chyba nikt poza Konstancinem tego nie robi, a przynajmniej się tym nie chwali. Jak smakuje takie piwo? Zapraszam dalej!

środa, 6 marca 2013

Fortuna, Miłosław Niefiltrowane

Może to już nie nowość, ale ciągle jeszcze powiedzmy propozycja dość świeża - dziś w szkle Miłosław Niefiltrowany. Kolejne piwo z miłosławskiej serii, dość już bogatej, choć może niekoniecznie wybitnej smakowo.
Gdy tak wędrowałem sobie z zakupami do domu, naszło mnie na przemyślenia. Otóż - którego to ze "zwykłych" piw miłosławskich wersję niefiltrowaną niosę właśnie w torbie (dodam - torbie całkowicie nieekologicznej, która będzie się rozkładała przez 50 tyś lat, eksterminując przy okazji kilkadziesiąt zagrożonych gatunków chrząszcza i ślimaka - szok, szok i niedowierzanie, nieświadomość potęgi!). Czy to niefiltrowany pils, a może koźlak? Tego producent nie wyjaśnia. Jest po prostu niefiltrowane, szkoda, że nie wiadomo czego nie przefiltrowali.
Zastanawia mnie też nieco udział pszenicy niesłodowanej w zasypie. Po co to komu? No chyba że piwo niefiltrowane, skoro już wg. Fortuny stanowi gatunek sam w sobie, ma też prezentować określony profil smakowy.
A może jednak nie ma się co zagłębiać w taktykę managerów z Miłosławia. Pora otworzyć butelkę i zająć się tym, co do niej nalano. Zapraszam dalej.