środa, 6 marca 2013

Fortuna, Miłosław Niefiltrowane

Może to już nie nowość, ale ciągle jeszcze powiedzmy propozycja dość świeża - dziś w szkle Miłosław Niefiltrowany. Kolejne piwo z miłosławskiej serii, dość już bogatej, choć może niekoniecznie wybitnej smakowo.
Gdy tak wędrowałem sobie z zakupami do domu, naszło mnie na przemyślenia. Otóż - którego to ze "zwykłych" piw miłosławskich wersję niefiltrowaną niosę właśnie w torbie (dodam - torbie całkowicie nieekologicznej, która będzie się rozkładała przez 50 tyś lat, eksterminując przy okazji kilkadziesiąt zagrożonych gatunków chrząszcza i ślimaka - szok, szok i niedowierzanie, nieświadomość potęgi!). Czy to niefiltrowany pils, a może koźlak? Tego producent nie wyjaśnia. Jest po prostu niefiltrowane, szkoda, że nie wiadomo czego nie przefiltrowali.
Zastanawia mnie też nieco udział pszenicy niesłodowanej w zasypie. Po co to komu? No chyba że piwo niefiltrowane, skoro już wg. Fortuny stanowi gatunek sam w sobie, ma też prezentować określony profil smakowy.
A może jednak nie ma się co zagłębiać w taktykę managerów z Miłosławia. Pora otworzyć butelkę i zająć się tym, co do niej nalano. Zapraszam dalej.

Piwo przy nalewaniu prezentuje się całkiem nieźle - kolor ciemnej miedzi, przyzwoita piana, lekkie zmętnienie (jak dla mnie trochę zbyt mało tego osadu) - generalnie ok.
Piana oczywiście znika po niedługim czasie, ale ok, przywykłem.
W zapachu dominują drożdże i słód, za nimi trochę owoców, pojawia się też delikatny aromat masła i rozpuszczalnika (mam wrażenie, że ten rozpuszczalnik prześladuje mnie od przygody z Bulleitem). Ogólnie - nic porywającego.
Na języku niestety jest podobnie - niewiele się dzieje, żadnych ciekawostek. Zaczyna się lekką słodyczą, zaraz potem pojawia się nieco słodu i drożdży. Na finiszu dość wyraźny kwasek (przybiera na sile w miarę picia piwa), plus kandyzowany ananas i odrobina dojrzałego banana. Goryczka raczej symboliczna, ale przynajmniej zauważalna.
Piwo należy do gatunku tych gładko - słodkich, swą słodyczą i kwaskiem niebezpiecznie zbliżając się do produktów koncernowych. W połowie szklanki słodycz zaczyna już sklejać usta, a spore nasycenie wypełnia żołądek. Jest to typ "niefiltra", podobny do łomżyńskiego - gładki, słodko - drożdżowy, sprawnie przemykający przez język, nie pozostawiwszy na nim zbyt wiele po sobie. Różnica jest może taka, że Łomża jednak nie jest tak słodka.
Jak dla mnie Miłosław Niefiltrowany to piwo z gatunku "spróbuj - zapomnij". Nie ma może spektakularnych wad, które odrzucałyby mnie od niego na zawsze, ale z drugiej strony nie oferuje niczego ciekawego. Póki co moim faworytem w tej kategorii pozostaje Ciechan Lagerowy - może bywa zmienny, ale nawet najsłabsze warki nie są gorsze od Miłosławia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz