Dziś dla odmiany będzie rum. Może niekoniecznie jakiś ekskluzywny, ale z drugiej strony jeśli flaszka (nawet napoczęta) sama wpada w ręce, to czemu by nie spróbować. Tym bardziej jeśli to trunek, na który niekoniecznie chciało by się wydawać swoje zarobione w pocie czoła pieniądze.
A czemu bym go nie kupił? Wystarczy krótka lektura etykiety. Niby pod stopami kapitana (notabene kapitan na etykiecie to kolejny z powodów) stoi "jamaica rum", ale wystarczy krótka lektura strony producenta i już wiemy, że to mieszanka rumów z Jamajki, Gujany i Barbadosu. Teoretycznie nic w tym złego, wszak liczy się efekt, ale po co takie zabiegi. Jednak kontynuowanie lektury dostarcza kolejnych ciekawych informacji - rum nie tylko rozlewa się w Wielkiej Brytanii, ale również tam dojrzewa! To już wywołało w mojej głowie pewien zamęt, bo przecież można też przywieźć odleżakowane destylaty i z nich stworzyć blend, a pewnie powierzchnia magazynowa na Jamajce jest nieco tańsza niż w U.K. Choć w sumie chodzi o rum, kosztujący około 50 złotych w markecie, więc pewnie specjalnie nie robi mu różnicy, gdzie leżakuje. Karmel zrobi swoje. A może są też inne powody, których nie znam.
I po tym obiecującym wstępie pora przystąpić do degustacji. Oczywiście w żadnym wypadku nie jestem nastawiony negatywnie, bo w końcu liczy się to, co w butelce.
Kolor jest całkiem zachęcający, choć zaraz przychodzi pytanie, ile karmelu dodano do takiej butelki, żeby prezentowała się tak, jak się prezentuje.
W nosie nawet nie ma wielkiego dramatu. Owszem, alkohol lekko drażni, ale trzeba pamiętać, z jakim trunkiem mamy do czynienia. Czarny Kapitan pachnie melasą, karmelem (lekko przypalonym), rodzynkami, a trochę dalej wyczułem ananasa i jakieś delikatne, ziołowe aromaty. Szału nie ma, zapach jest trochę monotonny i mało złożony, ale... choć w sumie, czy musi być jakieś "ale"? Nie ma co na siłę szukać pozytywów tam, gdzie ich nie ma.
Na języku rozpoczyna się lekką słodyczą, połączoną z karmelem i melasą, po chwili staje się bardziej wytrawny, pojawia się trochę gorzkiej czekolady, kakao i orzechów. Finisz alkoholowy, trochę czekolady plus przyprawy korzenne, niezbyt długi, wytrawny. Niestety niewiele tu ciekawych akcentów, Captain Morgan Black jakby prosi się o dodanie coli i kilku kostek lodu. Sam w sobie jest niestety niezbyt interesujący. Jeśli bardzo zmarzliście może być skutecznym rozgrzewaczem, ale moim zdaniem warto dołożyć trochę grosza i poszukać czegoś ambitniejszego.
Według mnie rum jest całkiem dobry. Za tą cenę ciężko będzie znaleźć coś lepszego. Generalnie polecam.
OdpowiedzUsuńW smaku okej ALE:
OdpowiedzUsuńEtykieta wyraźnie informuje "Napój spirytusowy barwiony karmelem". Czyli chlejemy niewiadomego pochodzenia spiryt (oddestylowany albo zlewki) zmieszany z rozpuszczonym cukrem.
Maciej (maciej.wask@gmail.com)
Zależy, czy to nasza, doklejana o tym informuje, czy ta oryginalna. Jak na tej głównej jest gdzieś hasło "rum", to można być względnie spokojnym. Chyba... :)
UsuńMyślę że Korsarze lub piraci nie pili lepsze..ewentualnie mocniejsze rumy��
OdpowiedzUsuń