Dawno na blogu nie pojawiała się żadna "ziołówka", a finał świątecznego obżarstwa wydaje się być znakomitą okazją do degustacji. Tak więc dziś w szkle zawitał Rosolis Ziołowy z Polmosu Łańcut.
Trunek chyba obecnie mało popularny, na pewno ciężko go dostać w większości sklepów z alkoholami. Może ma stałe grono odbiorców i promocja nie jest mu potrzebna, a może został lekko zaniedbany, bo mocno promuje się inne marki? Tego nie wiem, ale póki co chyba nie będzie znikał z rynku, bo jego opakowanie zostało lekko odświeżone (ja mam jeszcze starą butelkę, ale na stronie internetowej można zobaczyć już nową).
Producent chwali się, że jest obecnie jedynym producentem rosolisów w Polsce (tu pojawia się kolejny problem z nazewnictwem - rodzaj alkoholu stanowi jednocześnie nazwę własną...), a w ofercie poza Ziołowym znajdują się jeszcze dwa - Różany i Kawowy. Do Ziołowego używa się ponoć 20 różnych ziół z Podkarpacia, nie wiadomo niestety jakich, bo informacje na stronie są bardzo enigmatyczne. Ja specem od rozpoznawania ziół w alkoholach nie jestem, ale postaram się coś wywąchać. Pora więc spróbować tej ciekawostki i sprawdzić, co ciekawego oferuje, no i czy faktycznie podziała dobrze na trawienie?
Rosolis prezentuje się całkiem ładnie, a sam kolor nie jest zbyt ciemny, być może więc nie przesadzono z karmelem.
Zacząłem badać zapach i... lekka konsternacja. Skojarzył mi się z testowaną jakiś czas temu Żubrówką Złotą. Czyżby to naprawdę kora dębu? Wącham dalej, i jest już bardziej klasycznie - rumianek, koper włoski. W tle niestety dość wyraźny alkohol, który psuje nieco ogólny odbiór. Rosolis Ziołowy w zapachu nie powala intensywnością ani złożonością, ale może liczy się przede wszystkim smak?
Po pierwszym łyku zaczynam się zastanawiać, czy CEDC nie kupiło/wykradło tej receptury do swojej nowej Żubrówki. Na szczęście (?) zostało mi jeszcze trochę tej ostatniej, więc na szybko postanowiłem porównać, i... to jednak nie to samo, choć klimaty są lekko zbliżone. Żubrówka ma jednak ten prostacki aromat cynamonowej gumy balonowej, Rosolis sprawia wrażenie dużo bardziej szlachetnego trunku, choć słodyczy w nim sporo. Jest jednak pełniejszy w smaku, a przy tym łagodniejszy. Słodyczy jak wspomniałem dużo, ma lekko anyżkowy charakter. Ziołowe aromaty na języku wydają się być słabsze, niż w zapachu - poza anyżkiem i rumiankiem nic specjalnie mocno nie daje się we znaki. Na szczęście alkohol udało się ukryć dość dobrze, dopiero w finiszu daje o sobie lekko znać.
Nastawiałem się na coś bardziej gorzkiego, niestety Rosolis jest gorzki tylko w nazwie. Nie oszczędzano na cukrze, ziołowe aromaty nie zachwycają intensywnością, sporo za to w nim nut kory dębu (tak, to chyba kora dębu, wnioskując po wspólnych cechach z ŻZ...). W takiej postaci na trawienie pomoże zapewne tyle, co zwykła czysta wódka lub jakaś żołądkowa z marketu, więc względami leczniczymi przy zakupie bym się nie kierował. To raczej przyzwoity, słodki likier (lekko)ziołowy, z racji na "niszowość" i ciekawe opakowanie może być ciekawym upominkiem dla "cioci na imieniny". Na trawienie jednak dalej będę używał sprawdzonej, domowej orzechówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz