środa, 28 maja 2014

Santiago de Cuba Anejo

Po ostatnim, niezbyt udanym starciu z czarnym rumem Captain Morgan, postanowiłem przepłukać usta czymś ciekawszym. Ale żeby mieć jakieś porównanie, pozostałem w temacie rumu. Padło na sampla rumu otrzymanego od kolegi, bardzo zachwalanego dodam. Może nie jako najlepszy rum w kategorii open, ale jako trunek ze świetnym stosunkiem jakość/cena. Co to za cudo? Kubański Santiago de Cuba Anejo.
Rum nie jest przesadnie drogi, można go znaleźć za około 70 złotych, czyli w cenie popularnej i pospolitej konkurencji. Pikanterii dodaje fakt, że ponoć jest on produkowany w starej, kubańskiej destylarni Bacardi, która została znacjonalizowana, a przy okazji rodzina Bacardi opuściła wyspę. A że państwowe zawsze lepsze, bo w sumie nic na siłę i z nikim nie trzeba konkurować, to może i rum będzie lepszy niż ten od korporacyjnych gigantów? Pora sprawdzić!

niedziela, 25 maja 2014

Captain Morgan Black

Dziś dla odmiany będzie rum. Może niekoniecznie jakiś ekskluzywny, ale z drugiej strony jeśli flaszka (nawet napoczęta) sama wpada w ręce, to czemu by nie spróbować. Tym bardziej jeśli to trunek, na który niekoniecznie chciało by się wydawać swoje zarobione w pocie czoła pieniądze.
A czemu bym go nie kupił? Wystarczy krótka lektura etykiety. Niby pod stopami kapitana (notabene kapitan na etykiecie to kolejny z powodów) stoi "jamaica rum", ale wystarczy krótka lektura strony producenta i już wiemy, że to mieszanka rumów z Jamajki, Gujany i Barbadosu. Teoretycznie nic w tym złego, wszak liczy się efekt, ale po co takie zabiegi. Jednak kontynuowanie lektury dostarcza kolejnych ciekawych informacji - rum nie tylko rozlewa się w Wielkiej Brytanii, ale również tam dojrzewa! To już wywołało w mojej głowie pewien zamęt, bo przecież można też przywieźć odleżakowane destylaty i z nich stworzyć blend, a pewnie powierzchnia magazynowa na Jamajce jest nieco tańsza niż w U.K. Choć w sumie chodzi o rum, kosztujący około 50 złotych w markecie, więc pewnie specjalnie nie robi mu różnicy, gdzie leżakuje. Karmel zrobi swoje. A może są też inne powody, których nie znam.
I po tym obiecującym wstępie pora przystąpić do degustacji. Oczywiście w żadnym wypadku nie jestem nastawiony negatywnie, bo w końcu liczy się to, co w butelce.

piątek, 23 maja 2014

5 x brune, nie tylko z Belgii

Po raz kolejny udało mi się wspólnie ze szwagrem zorganizować małą degustację, tym razem już bardziej ukierunkowaną, niż ostatnia. Tym razem padło na piwa w stylu belgijskich brune, zwanych też bruin lub dubbelami. Oczywiście gdyby były to same piwa z belgijskim rodowodem, to degustacja mogłaby stać się nieco nudna, więc wzbogaciliśmy ją o akcent holenderski (niewielka to odległość od Belgii, ale jednak) no i oczywiście o...akcent polski! Wszędzie i zawsze musi być jakiś akcent polski, więc był i tu. Nie chodzi jednak o to, że prababka któregoś z piwowarów była Polką albo że właściciel browaru ma na nazwisko Kowalski. Chodzi o polskie piwo. W tym stylu mamy ich niewiele, więc zgadnąć łatwo, a gdy dodam, że to nie Komes, to zagadka jest banalna. W ogóle okazało się, że dubbel nie jest zbyt popularnym stylem, i że ciężko znaleźć w sklepie takie piwo pochodzące od jakichś mikrusów/rzemieślników spoza Beneluksu. A kończąc ten wstęp dodam jeszcze, że akurat ten styl w piwach belgijskich nie jest moim ulubionym. Po co więc taka degustacja? Ano żeby jednak poszukać, czy przypadkiem coś smacznego się nie znajdzie. Zatem do dzieła.

czwartek, 15 maja 2014

Arran 14 YO

Dziś w kieliszku wylądowała whisky, która ciekawiła mnie już od pewnego czasu - Arran, a konkretnie jej 14 - letnia wersja (co ważne - w swym sknerstwie nie zacząłem od wersji najtańszej, ha!). Na temat samej destylarni i jej produktów czytałem różne opinie - od całkiem pozytywnych, wskazujących na Arrana jako obiecującego i perspektywicznego producenta, aż po takie, które trochę już na nim postawiły krzyżyk. Faktem jest, że destylację zaczęli w 1995 roku, więc to już czas na wypuszczanie w pełni dojrzałych destylatów, pokazujących, co potrafią.
Moja buteleczka ma banderolkę z 2011, więc przy wieku lat czternastu można stwierdzić, że destylat pochodzi z pierwszych lat działalności. Czy to dobrze czy źle? Podejrzewam, że dobrze, bo pozytywne opinie na temat Arrana, z którymi miałem do czynienia, dotyczyły właśnie młodych wypustów. Może więc właśnie coś z tych dobrych partii nalało się do mojej miniaturki? Pora sprawdzić.