sobota, 2 września 2017

Lubicz Leżak

W masie wszechobecnych mutacji ipy nachodzi czasem człowieka ochota na napicie się "zwykłego" piwa. "Zwykłego", czyli jakiegoś dobrego, niezbyt ciężkiego, jasnego lagera. No i zupełnie przypadkiem wpadła mi w ręce butelka Lubiczowego Leżaka. Nieco wcześniej próbowałem ichniej apy, i była naprawdę dobrym piwem, w dodatku kosztującym jakieś normalne pieniądze (na tle innych kraftów oczywiście). Potem jeszcze poczytałem tu i ówdzie, i okazało się, że browar Lubicz całkiem nieźle sobie poczyna.
Leżak parametry ma dość standardowe - 12,5 ekstraktu, alkohol 5,6%, piwo bez pasteryzacji i filtracji, w dodatku nawet świeże, szykowałem się na solidnego "zwyklaka". Co z tego wyszło? O tym już dalej.


sobota, 12 sierpnia 2017

Żywiec Amerykańskie Pszeniczne

Dziś znów coś z głównego nurtu, ale w sumie czemu nie? A nuż okaże się, że w osiedlowym spożywczaku, za rozsądną cenę, można kupić coś zupełnie pijalnego? Zatem dziś Amerykańskie Pszeniczne, które pojawiło się niedawno w ofercie Żywca.
Styl w sumie akurat na tą porę roku, może trochę ciekawszy, niż tradycyjne pszenice w niemieckim stylu, bez bananowych słodkości (przynajmniej w teorii). Ekstrakt niski, 11,5, więc zachodzi pewna obawa, że w butelce będzie lekko gorzka woda, ale jak pojawi się 30 kresek na termometrze, to ta cecha może okazać się zaletą. Jak zatem smakuje żywiecka Amerykańska Pszenica? O tym dalej.



wtorek, 8 sierpnia 2017

Booker's 7YO 63,7%

Po długiej przerwie naszło mnie ponownie na bourbon. Próbuję tego typu whisky ostatnio jakoś bez przekonania, bo też i ciężko trafić mi na coś, co by mnie specjalnie poruszyło (a nie poruszyło zbytnio mojego portfela naturalnie!). Zacząłem przeglądać zapasy, już zwątpiłem, że w ogóle coś znajdę, a tu jest! Booker's, klasyczna, siedmioletnia wersja (nie, to nie rye, co to został tym ponoć najlepszym), nieskromne 63,7% wyciśnięte z batchu (cóż za piękne spolszczenie!) 2015-02. Niby siedem lat to niewiele, ale to jednak bourbon, no i bourbon z wyższej półki, czyli że powinny trafiać do niego nieco lepsze beczki. W sumie nawet nie o wiek się martwiłem, bardziej o moc. Szóstka z przodu wróży trudne chwile dla nosa i podniebienia.Więc na wszelki wypadek woda w pogotowiu, i do dzieła!

piątek, 4 sierpnia 2017

Piwne Podziemie, Sezon ogórkowy

Dziś pora na coś dziwnego. Na rynku oryginalnych, i czasami w sumie trochę przekombinowanych piw jest masa, ale to jakoś szczególnie zwróciło moją uwagę.
Saison już jakąś egzotyką nie jest, dodatek skórki cytrynowej to też nic nadzwyczajnego. Ale ogórek? Tego chyba jeszcze nie grali. Mi jako surowe warzywo nie smakuje on wcale, więc tym bardziej nie komponował się jako dodatek do piwa. No a kiszonego raczej tam nie wsadzili, choć kto wie - może niedługo coś takiego na rynku się pojawi.
Tak czy inaczej - na papierze piwo bardzo oryginalne. Pewnie ktoś zrobił jakąś warkę próbną, sprawdził, czy da się to wypić, więc trujące raczej nie będzie. Ale ogórek w piwie? Czy to się mogło udać?


środa, 2 sierpnia 2017

Manufaktura Maurera Cydr Mocny Jabcok

Cydry ponoć są obecnie nieco w odwrocie, ale jednak jeśli trafia się coś ciekawego, to warto temu poświęcić chwilę. Na urlopie zupełnym przypadkiem przejeżdżałem przez Łącko, ale nie rzuciłem się na poszukiwanie żadnej garażowej śliwowicy. Znajduje się tam sklep firmowy Manufaktury Maurera, więc można sobie zrobić ciekawe zakupy w bardzo cywilizowanych okolicznościach.
Krótko o samym sklepie - na półkach zatrzęsienie okowit, nawet biorąc każdą w najmniejszym opakowaniu można w kasie zostawić małą fortunę. Kilka oczywiście nabyłem, pewnie wkrótce kilka słów o nich napiszę. Poza tym wina owocowe, soki (świetny sok z jabłka i selera, ciekawe soki z kiszonych owoców i warzyw - te polecam miłośnikom ciekawostek!), jakieś przetwory - generalnie naprawdę warto zajrzeć. I nie jest to wpis sponsorowany, w sklepie internetowym Maurera znajdziecie zresztą chyba to samo, tyle że dochodzą koszty przesyłki.
Wracając do cydru - dość mocny (6,6%), bardzo mętny (nie odstał się przez miesiąc), ponoć z naturalnego soku z łąckich jabłek. Całość zachęcająca, bo nie zwiastuje pospolitego jabola o landrynkowym posmaku, ale o tym, jak wyszło, napiszę dalej.

sobota, 10 czerwca 2017

Królewskie Porter

Nie, to nie pomyłka, to naprawdę porter Królewski. Nie, nie ugotowali nowej warki. To jeszcze prawdziwy staroć, uwarzony w Warszawie (jeśli pijesz obecne Królewskie to pewnie wiesz, że od jakichś ponad dziesięciu lat jest produkowane w Warce, prawda?), zanim browar wyburzono.
Szukałem tego piwa dość długo, nie jest to butelka, która leżała od początku w mojej piwnicy. Gdy Królewskie Porter znikało z rynku byłem jeszcze przed fazą zbierania piw, a szkoda. Ale w końcu jakoś się udało. Od właściciela usłyszałem, że piwo po prostu stało sobie w szafce, co nie było zbyt dobrą wiadomością. Lepsza byłaby chłodna piwnica, ale nie ma co wybrzydzać, bo takie okazje nieczęsto się trafiają.
O samym porterze nie będę się zbytnio rozpisywał - to ówczesny klasyk, 22% ekstraktu, 9,5% alkoholu. Swego czasu uchodził za jednej z lepszych, ale nie będę kłamał że pamiętam, jak smakował 14 lat temu. Data przydatności mojej butelki to sierpień 2004, więc piwo ma na oko około 14 lat (zakładając roczną datę przydatności do spożycia). Czy się udało? No pewnie się udało, skoro powstaje ten wpis, bo przecież nie opisywałbym niepijalnych farfocli, ale nie uprzedzam faktów i zapraszam dalej!

środa, 31 maja 2017

Cydr Smykan Stary Sad 2015

Cydry zaliczają ponoć ostatnio dość wyraźne dołki sprzedażowe, więc nie będzie to chyba zbyt nośny temat na blogu, ale cóż. Butelki kurzą się już od długiego czasu na półce, za oknem zrobiło się ciepło i słonecznie, cóż więc pozostało? Trzeba pić! Przy okazji może i będą jakieś pozytywne strony spadku sprzedaży cydru? Wszak spadki najmocniej odbijają się na największych graczach, więc może zrobi się trochę miejsca na te ambitniejsze produkty? Może klienci opici z masówką czasem zaczną sięgać po ciekawsze butelki? Zresztą "kraftowcy" zawsze jakiś krąg odbiorców będą mieli, i (chyba) jakoś sobie poradzą, nawet przy ogólnych spadkach sprzedaży.
Jednym z takich jest Cydr Smykan. Producentem jest Slow Food Group, a w swoim portfolio mają linię cydry mieszane z kilku odmian, a także "single".
Smykan Stary Sad to cydr powstający z owoców, pochodzących z 70 - letnich, ekologicznych sadów. Bez dodatku siarczanów, nie jest też pasteryzowany i filtrowany. Wszystko wygląda obiecująco, a jak smakuje efekt, zamknięty w butelce? O tym dalej.

czwartek, 18 maja 2017

Cydrowski Cydr

W końcu lato, zrobiło się ciepło, a przy okazji zajrzałem do Biedronki na stoisko alkoholowe, no i trafiłem na TO! Ze 2 lata temu robiłem przegląd cydrów z tego dyskontu, ale coś chyba napisałem nie tak, bo już więcej nie oferowali się z materiałem do degustacji ;) Choć może dopiero jakaś ofensywa przed nami.
Sam Cydrowski Cydr (a może Cydr Cydrowski?) wygląda całkiem nieźle, smukła butelka sprawia, że wygląda na więcej, niż 5,99, których żąda za niego sprzedający. Bardzo niska cena w przypadku cydru zazwyczaj nie wróży nic dobrego, jeśli jeszcze przeczyta się kontrę i dostrzeże producenta (firma Jantoń), to już mniej więcej wiadomo, co nas czeka. Niby cydr w 100% z polskich jabłek - to plus, ale niestety nie ma żadnej informacji, czy wyprodukowano go ze świeżego soku czy może z jakiegoś koncentratu - to minus. Zresztą, bądźmy realistami - czego można oczekiwać przy cenie 6 zł za 0,75l? Ale może chociaż będzie pijalny?

czwartek, 11 maja 2017

Ben Nevis 1992/2009 57,1% c. 2624 High Spirits

Dziś znów whisky z sampla. Trafiło na Ben Nevis. Dla wielu osób może to być whisky anonimowa, i w sumie nic dziwnego - na stoiskach alkoholowych w marketach jej się nie znajdzie, oficjalne edycje trudno utrafić nawet w lepiej zaopatrzonych sklepach tzw. "specjalistycznych". Niezależne rozlewy, choć ogólnie jest ich sporo, to raczej też domena wyspecjalizowanych sprzedawców. Trochę taki towar "dla tych, co wiedzą". Sam destylat ma opinię interesującego, ale też lekko specyficznego. Na moim blogu będzie to chyba pierwsza whisky z tej destylarni, ale akurat to edycja (ponoć) dość przyzwoita. I również nieco specyficzna, o czym wiedziałem już zanim zakupiłem próbkę (bo choć sample to ułamek części ceny butelki, to nawet tego raczej nie kupuję w ciemno). Ale teoria to jedno, a praktyka drugie, więc trzeba sprawdzić osobiście.

piątek, 5 maja 2017

Dwa Piaseczyńskie z BeerLab


Znów nastąpiła dość długa przerwa w degustacjach, cóż, widać taki urok tego bloga i jego prowadzącego. Tym razem już bez obietnic o częstszych publikacjach, przystępuję do kolejnej.
W szkle wylądowały dwa piwa z mieszczącego się pod Piasecznem browaru BeerLab. Jego istnienie gdzieś wcześniej odnotowałem, ale tak poważniej zainteresowałem się nim dopiero po zakupie Piaseczyńskich. Piwa zresztą widać faktycznie lokalne i w małym nakładzie, bo informacji o nich niewiele.
Są więc dwa - ciemny lager i wędzone, czerwone ale. Oba bez pasteryzacji i filtracji, co w połączeniu z nieczytelną datą przydatności stanowić może ciekawą niespodziankę (u mnie piwa, pomimo dość długiego postoju na półce, okazały się niezepsute). No i każda butelka posiada swój osobny numer, co przy piwie za 8 zł wydaje się mi pewnym zbytkiem, ale w sumie czemu nie? Piwo dzięki temu lepsze nie będzie, ale przynajmniej bardziej ekskluzywne. A jak smakują? O tym dalej.

poniedziałek, 20 marca 2017

Ciężki wieczór z Glenwill whisky

Początkowo obawiałem się, że będę pił whisky, która nie istnieje. Takiej destylarni nie ma, o samej marce też w zasadzie ciężko znaleźć jakieś informacje. Jest profil na FB, który możecie sobie obejrzeć. ale jeśli nie znacie języka, to trudno stwierdzić, co on zawiera. Może to jakiś ponury żart, ktoś wlał do sampli blenda z borygo i bada, jak bardzo bloggerzy będą go lizać po tyłku za gratisy? Jak zobaczyłem, kto rozsyłał w Polsce próbki, to w sumie wszystko możliwe.
Ja swoją otrzymałem z drugiej ręki, od osoby, która spróbowała i postanowiła podać dalej. Bardzo miło, dziękuję! Coś dam na wymianę, więc nie będę się czuł zobowiązany do pisania peanów o podarku ;)
A co w zasadzie otrzymałem? 2 próbki - Glenwill Rum Cask Finish i Sherry Butt Finish. Obie w mocy 40%, nie wiem nic na temat filtracji czy karmelu, ale podejrzewam, że i filtrowaniu na zimno i barwieniu została poddana. Wiek oczywiście nieokreślony, za to jak sobie spojrzycie na profil, to butelki bardzo ładne. Na wazon jak znalazł! A jak z zawartością? O tym poniżej.

wtorek, 14 marca 2017

Wieczór z amerykańskimi Corneliusami

Dziś piwa, o których w zasadzie miałem nie pisać, ale okazały się pewnym zaskoczeniem. Pomyślałem więc, że warto wspomnieć. Może nie jest to najlepsza metoda na wybór materiału na blog (pisać tylko o dobrych rzeczach jest trochę nudno), ale z drugiej strony stara się nie marnować pieniędzy na rzeczy, o których jestem niemal pewien, że zasilą kanalizację. Takie sknerstwo z rozsądku, ale jak do tej pory dające niezłe efekty.
Corneliusy w stylu amerykańskim były dwa - American Lager i American Pale Ale. Ten drugi styl w zasadzie wysypuje się teraz z każdej piwnej półki sklepowej, więc jego kolejne, piotrkowskie wcielenie nie wywołało u mnie szybszego bicia serca. Ale American Lager wyglądał już nieco ciekawiej. Sam lager to w teorii prosty, czysty styl, ale już wielu naszych "rzemieślników" zaliczyło na nim wpadki, okazuje się, że proste rzeczy bywają najtrudniejsze do zrobienia.
Cornelius jest w mojej opinii browarem "takim sobie", co znaczy tyle, że ryzyko otrucia jest znikome, ale też szansa na trafienie perełki raczej niewielka. Coś na zasadzie "kupujemy, jak nie ma nic lepszego". A że nie było, to diw butelki trafiły do siaty.

wtorek, 21 lutego 2017

Miłosław Dymione Brown Ale

Dziś tak bardziej zwyczajnie. Obecnie inne piwa są na fali, wszyscy ganiają za "imperialnymi porterami", risami czy pintowym eisbockiem (już mam, wrażenia pewnie niedługo), więc kojarzący mi się z delikatną nijakością brown ale będzie ciekawą odmianą. No, nie do końca to taki zwyczajny brown ale, bo słody wędzono dymem z drzew owocowych. Zrobił to Miłosław, kosztuje rozsądnie (około 6 zł), więc w zasadzie czemu nie? Jeszcze kilka pozycji z ich nowej serii wygląda ciekawie, choć może przy "craftowej" obfitości nie wywołują już takiego zainteresowania, jak pewnie zrobiłyby to 5 lat temu. Ale cóż, kto bronił im być tymi pierwszymi?
Wracając do dzisiejszego browna. Jak na styl piwo całkiem treściwe - 13,2 ekstraktu, 5,6% alkoholu, parametry pozwalają podejrzewać, że nie będzie to słabeusz. Jak wyszło w praktyce - o tym dalej.

piątek, 10 lutego 2017

5th Ocean Grand Ale

Dziś piwo z Rosji. Kiedyś chyba nawet coś z tego kraju się pojawiło na moim blogu, ale smakowo nie zachęcało do dalszych poszukiwań. Po co więc to? Ano trochę połasiłem się na ładną butelkę. Lubię takie szampanówki, jeszcze w dodatku zamykane naturalnym korkiem, no piwo praktycznie samo wskakuje do koszyka. Cena coś w okolicach 12 złotych, więc spustoszenia w kieszeni nie zrobi, można brać!
Piwo uwarzone przez Moscow Brewing Company. Ekstrakt 16, alkohol 6,2%, niepasteryzowane, dojrzewające w butelce, no nawet wygląda to ciekawie. Nie liczyłem na fajerwerki, ale przynajmniej na solidnego "ejla" do wieczornego podjadania. Jak to wyszło? O tym dalej.



wtorek, 7 lutego 2017

Birbant Sheep Szit

Dzwoni do mnie jakiś czas temu kolega. Taki dobry kolega, co to raz na jakiś czas odkłada mi buteleczkę jakiegoś ciężej dostępnego piwa. I mówi "chcesz wypić owcze g...o?". Oczywiście śmiechom i dokazywaniom nie było końca, sami zresztą kiedyś stwierdziliśmy, że dojdzie do takiego momentu piwnej rewolucji, w którym wystarczy nalanie jakiegoś g.. do butelki, a ludzie i tak się będą na to rzucać. Jednak wtedy nie sądziliśmy, że ktoś to potraktuje prawie dosłownie.
Ale jednak, (prawie) stało się! Owcze odchody użyte do suszenia słodu, i nazwa dumnie eksponująca ten fakt. Trochę wahałem się, czy w ogóle umieszczać tu recenzję tego piwa, bo jest to mocne płynięcie z prądem, w dodatku płynięcie w takie mniej ciekawe rejony (żeby nie powiedzieć, że płynięcie do kanalizacji). Ale może jednak w Sheep Szit jest coś więcej, niż tylko trochę kontrowersji?

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Amarcord/Pinta Bałtyk Adriatico Porter

Dziś na blogu pierwsze w tym roku piwo. Zimno za oknem, wiadomo więc, że dobrym wyborem będzie porter. A że pojawił się porter polsko - włoski, to czemu nie?
Popełnił go włoski Amarcord we współpracy z Pintą. Z tymi pierwszymi chyba do czynienia do tej pory nie miałem, ale drudzy to dość solidna firma, wiadomo. A że aż specjalnie do Włoch się udać, żeby uwarzyć portera? No może to trochę bez sensu, ale wiadomo, że i tak najważniejszy jest efekt końcowy.
Piwo nietanie, bo ja kupiłem za niecałe 12, ale i w okolicach 14 widziałem. To akurat specjalne zaskoczenie nie jest, pewnie uwarzone w Polsce kosztowałoby podobnie, może nawet więcej (no bo wiadomo, że u nas amortyzacja, wyzysk itp., wszędzie indziej jest lepiej). Moc 9%, jak na porter norma. Czarny ryż i cukier trzcinowy w składzie - to już trochę fanaberia. Ryż pewnie za wiele smaku nie wniesie, cukier pewnie też bardziej na podciągnięcie parametrów, niż aromaty. Ale może jednak wyszło coś niesamowitego?

sobota, 28 stycznia 2017

The Bitter Truth Pimento Dram

Dziś dla odmiany coś gorzkiego, przynajmniej z nazwy.
Marka The Bitter Truth jest zapewne znana głównie barmanom, na zwykłym, detalicznym rynku póki co ich produktów nie widziałem (mam na myśli oczywiście rynek polski). Ich historia nie jest zbyt długa - powstali w 2006 roku, założeniem było produkowanie wysokiej jakości bitterów do koktajli, których ponoć swego czasu brakowało na rynku niemieckim.
Paleta produktów jest naprawdę szeroka, większość według mnie to raczej właśnie składniki koktajli niż alkohole do picia solo, ale kilka pozycji wygląda ciekawie. Jedną z nich jest właśnie Pimento Dram, likier na bazie jamajskiego rumu i ziela angielskiego. Nie wiem, czy wzbogacono go jeszcze jakimiś składnikami, producent niewiele pisze o składzie. Ale już sama baza wygląda ciekawie. Wielu pewnie ziele angielskie będzie się kojarzyło z dodatkiem do klasycznej kuchni, ale ciekawie wypada w połączeniu ze słodkimi alkoholami. Czy i tu efekt będzie dobry?

czwartek, 26 stycznia 2017

Loch Lomond 2001/2016 52,2%


Po ostatniej "medalistce" dziś już nieco spokojniej. W zasadzie jeśli popatrzy się na opinie o destylarniach, to trafiamy trochę na drugi biegun. Ale spróbować trzeba wszystkiego, bo a nuż nas oszukują? Choć o Loch Lomond od ich własnego przedstawiciela usłyszałem, że kiedyś robili po prostu "shitty whisky", natomiast od kilku lat ponoć mocno pracują nad jakością, i już niedługo ma to być wyczuwalne.
Dzisiejsza bohaterka została wydestylowana w 2001 roku, więc raczej pamięta jeszcze stare czasy. Aczkolwiek jest to edycja "single cask" (beczka 127), wybrana przez (chyba) obecnego dystrybutora produktów LL w Polsce - firmę M&P. Można było sobie zakupić sampla na ostatnim warszawskim Whisky Live, więc w sumie czemu nie? Tym bardziej, że tych jednobeczkowych edycji Loch Lomond raczej nie ma zbyt wiele.
Whisky pochodzi z beczki po bourbonie, rozlana bez rozcieńczania wodą i barwienia. Choć do tego ostatniego pewności nie mam, ale kolor po 15 latach dość blady, więc karmelu zapewne nie używano. Nie wiem, spośród jakich beczek było dane wybierać selekcjonerom M&P, natomiast po głowie przed degustacją chodziło mi, że nawet bycie najlepszym wśród najsłabszych to raczej żadna nobilitacja. No ale zobaczymy.

wtorek, 24 stycznia 2017

Old Pulteney 1989

Wracam po dość długiej przerwie. Jestem, żyję i mam się dobrze, i jak zawsze obiecuję sobie, że w końcu zacznę coś publikować regularnie. Przy okazji chciałbym delikatnie pomajstrować przy samej formule bloga, ale wiadomo, że wyjdzie jak wyjdzie.
Czym więc by zacząć rok 2017? A może najlepszą whisky 2016 roku? Ci bardziej zorientowani zapytają "a którą najlepszą?", ci mnie zorientowani "a co to za whisky?". Będzie to zatem najlepsza wg. WWA, a została nią Old Pulteney 1989. Butelkowana w 2015 roku z mocą 46%, dojrzewała w beczkach po bourbonie, w których wcześniej jeszcze dojrzewała jakaś whisky torfowa. Nie wiadomo dokładnie jaka, słyszałem plotki o Laphroaig, ale to tylko plotki.
Jeśli chodzi o nagrody typu "najlepsze na świecie" to wiadomo, że podchodzić do nich trzeba z dużą rezerwą. W zasadzie można je nawet zignorować i traktować jako ciekawostkę przyrodniczą, choć patrząc na galopujące ceny zwycięzców - tych ogarniętych rządzą posiadania tej najlepszej wciąż jest wielu.
Ja swoją butelkę (a raczej jej część, tzn, część zawartości) dostałem w prezencie, z podpowiedzią "jak ci zasmakuje, to wersja 1990 jest bardzo podobna, może nawet lepsza". Cenna uwaga, bo jest też połowę tańsza.
Co więc wybrano jako tą najlepszą? Zapraszam dalej!