piątek, 5 maja 2017

Dwa Piaseczyńskie z BeerLab


Znów nastąpiła dość długa przerwa w degustacjach, cóż, widać taki urok tego bloga i jego prowadzącego. Tym razem już bez obietnic o częstszych publikacjach, przystępuję do kolejnej.
W szkle wylądowały dwa piwa z mieszczącego się pod Piasecznem browaru BeerLab. Jego istnienie gdzieś wcześniej odnotowałem, ale tak poważniej zainteresowałem się nim dopiero po zakupie Piaseczyńskich. Piwa zresztą widać faktycznie lokalne i w małym nakładzie, bo informacji o nich niewiele.
Są więc dwa - ciemny lager i wędzone, czerwone ale. Oba bez pasteryzacji i filtracji, co w połączeniu z nieczytelną datą przydatności stanowić może ciekawą niespodziankę (u mnie piwa, pomimo dość długiego postoju na półce, okazały się niezepsute). No i każda butelka posiada swój osobny numer, co przy piwie za 8 zł wydaje się mi pewnym zbytkiem, ale w sumie czemu nie? Piwo dzięki temu lepsze nie będzie, ale przynajmniej bardziej ekskluzywne. A jak smakują? O tym dalej.

Pierwszym z degustowanych piw był Ciemny Lager. Styl wśród naszych rzemieślników raczej mało popularny, ale i zwyczajnych ciemniaków na rynku jest niewiele, więc może po prostu ludzie nie chcą tego pić? Poza nieznanym terminem przydatności, bałem się też albo zbyt mocnej goryczki (wiadomo, craft musi być gorzki...), albo słodzikowej i coca-colowatej słodyczy. Okazało się, że piwo nie przegięło w żadną ze stron.
W zapachu na początku pojawił się lekki kwasek, ale szybko się ulotnił. Później piwo pachniało czekoladą deserową, karmelem, palonymi słodami i orzechami laskowymi. Było też trochę drożdży i chmielu. Czyli wszystko normalnie, nienachalnie, co ważne - bez żadnych wyczuwalnych wad.
W ustach Piaseczyńskie Ciemne jest lekko słodkie, z aromatami karmelu, ciasta czekoladowego i kwasu chlebowego.
Po przełknięciu słodycz ustępuje miejsca goryczce, subtelnej wytrawności i nutom palonym.
Dla mnie szczególnie ważne jest to, że nie pojawia się nachalna słodycz, piwo nie zostało też uwarzone w mocno wytrawnym stylu, i nie przesadzono też z goryczką. Dobra równowaga i umiarkowane ciało (ktoś pewnie powie, że jest lekko wodniste) przekładają się na łatwość w piciu.
Jako drugie do szkła trafiło Czerwone Dymione Ale. Piwa ze słowem "czerwony" w nazwie jakoś nie są tymi, których specjalnie szukam w sklepach, czy to ale czy lagery, ale jak już były dwa Piaseczyńskie, to przecież nie wezmę tylko jednego z półki.
Na starcie w zapachu oczywiście pojawia się wędzonka, w stylu dymu z suchych gałęzi i liści, raczeni nie wędzonego boczku czy sera. Początkowo przykrywa inne aromaty, ale z czasem ustępuje miejsca innym aromatom. Ujawniają się czerwone owoce (maliny, truskawki, żurawina), jest trochę słodu i ślad herbatników. Całość delikatna, w stronę ale w stylu brytyjskim.
W ustach wędzonka równoważy się z innymi aromatami lepiej, niż w zapachu. Może to też kwestia przyzwyczajenia nosa do tego aromatu podczas "obwąchiwania". Poza dymem pojawiają się nuty kwiatowe, znów czerwone owoce, słody i herbatniki.
Końcówka delikatna, odrobinę słodka, owocowa. Goryczka w śladowych ilościach. Piwo ogólnie ma bardzo łagodny, owocowy charakter, nieźle sprawdziłoby się przy dłuższych posiedzeniach.
Ogólne moje wrażenie o obu Piaseczyńskich jest pozytywne. Bez szaleństwa i padania na kolana, bo to moim zdaniem po prostu bardzo solidne codzienne piwa, do picia z przyjemnością. Ciemne to ciemniak, jakie lubię - bez nadmiaru sztucznej słodyczy, dość lekki, neutralny, ale szybko znikający ze szkła. Dymione zapowiadało się jako nieco trudniejsze w odbiorze, ale dym nie dominuje i daje się pokazać innym, dużo bardziej subtelnym aromatom.
Oba piwa nie są efekciarskie, obawiam się, że mogą mieć pewien problem z przebiciem się przez masę dziwacznych nowości, ale myślę, że warto ich spróbować.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz