piątek, 22 listopada 2013

Leffe Vieille Cuvée

Piwa Leffe Brune i Blonde są u nas dość popularne, i stanowią przy okazji dobry wstęp do niezwykle bogatego świata piw belgijskich. Są przystępne cenowo, smakowo całkiem "bezpieczne", choć może przez to niekoniecznie kuszą tych, którzy spróbowali już także piw z trochę wyższej półki.
Są jednak w rodzinie Leffe piwa nieco mniej znane, nawet w samej Belgii niezbyt powszechne. Jednym z nich jest właśnie Leffe Vieille Cuvée. Według wielu to najlepsze Leffe, jakie można kupić. Czym się różni co podstawowych wersji? Ponoć swoim stylem nawiązuje do starych receptur (ech, bardzo to oryginalne), ma to być takie prawdziwie "klasztorne Leffe". Na takie zabiegi i chwyty jestem dość odporny (pewnie nie tylko ja), ale okazja spróbowania czegoś nowego i niezbyt pospolitego zawsze jest kusząca. A że po wczorajszym St. Bernardusie kubki smakowe mam odpowiednio skalibrowane, to i do tego trunku będę mógł zabrać się odpowiednio. Co z tego wyniknie? Zapraszam dalej.

czwartek, 21 listopada 2013

St. Bernardus Abt 12

Każdy chciałby mieć możliwość spróbowania tego, co najlepsze. Najlepsze whisky, najlepsze wina, wódki itp itd. Przy łatwym dostępie do informacji szybko można zorientować się w tym, co obecnie jest na topie i co polecają autorytety i "autorytety". Czym skutkuje dobra ocena chyba nie muszę pisać. Obok spragnionych pojawiają się spekulanci, spirala się nakręca, brakuje jeszcze tylko majętnych Azjatów...
Z piwem - napojem w sumie nieco bardziej "plebejskim" - jest niestety dość podobnie. Bo pewnie każdy zainteresowany tematem słyszał o Westvleteren. Najlepsze piwo świata, i to od dobrych kliku lat. Jeszcze przed epoką internetu i rankingów ciężko było je zdobyć, a co dopiero teraz. Telefony do klasztoru, zapisy, odbiór osobisty, obietnica, że nie odsprzeda się piwa. Łatwo nie jest. A może jednak jest jakaś alternatywa? Poniekąd. Od niektórych można czasem usłyszeć "po co ganiać za Westvleteren, kup St. Bernardusa, to prawie to samo". Czy tak jest w rzeczywistości?
St. Bernardus warzył do 1992 roku piwo dla mnichów z St. Sixtus. Ci jednak zdecydowali w pewnym momencie, że produkt z oznaczeniem "Trappist" musi powstawać w murach zakonu, i sami zajęli się produkcją. W starym browarze przez 30 lat (tyle trwało warzenie na zlecenie) zapewne nieco zorientowali się w recepturze, a w dodatku w spadku pozostał im oryginalny szczep drożdży (Westvleteren używa drożdży, pochodzących z Westmalle, innego browaru Trapistów). Oficjalna wieść niesie, że to dwa różne piwa, ale wieść gminna głosi, że pewne podobieństwa są. Może więc warto spróbować "tańszego zamiennika" żeby zorientować się, czy warto biegać za oryginałem? Ja mam taki zamiar!

wtorek, 19 listopada 2013

Elijah Craig 12 YO

Dawno już nie sięgałem po żaden bourbon, więc tą dłuższą przerwę postanowiłem zakończyć czym solidnym. Poszperałem trochę w zapasach i oto jest - Elijah Craig w wersji 12 - letniej. Jeden z pierwszych (o ile nie pierwszy) bourbon "small batch", czyli pochodzący z niewielkie, starannie wyselekcjonowanej ilości beczek. Oczywiście pojęcie to jest mocno umowne, bo nie wiadomo do końca, jak "small" jest ten "batch", ale skoro producent obiecuje nam obcowanie z czymś niezwykłym, to nie ma się co opierać, trzeba poddać się tej atmosferze. Może faktycznie w destylarni Heaven Hill (stamtąd pochodzi zawartość butelki) ktoś mógł sobie swobodnie poprzebierać w beczkach, i stworzyć Elijaha według swojego uznania.
Jedną z zalet tego bourbonu jest jego względnie przystępna cena - można go bez problemu znaleźć za około 130 -140 złotych. Dużo to czy nie? Patrząc na ceny innych, młodszych bourbonów, to chyba nie wygórowana kwota. A że przy okazji ma on całkiem niezłą opinię. W sumie czemu by nie zaryzykować? Pora więc sprawdzić, czy nieco wyższa półka bourbonu ma do zaprezentowania coś interesującego. Zapraszam dalej!

środa, 13 listopada 2013

Okocim, Porter Mocno Dojrzałe

Nowe opakowanie zawsze jest dobrą okazją, żeby sięgnąć po produkt, który znamy, ale z którym nie mieliśmy od dłuższego czasu do czynienia. Wiedzą o tym oczywiście znakomicie wszyscy marketingowcy, więc co jakiś czas serwują nam "odświeżone" wersje wszystkiego, co się da. Do tego oczywiście "limited ediszon" dostępne przez ponad pół roku, i interes się kręci.
My, klienci, wiemy też przy okazji swoje. Wiadomo, że w nowym opakowaniu zazwyczaj będzie coś zrobionego odrobinę staranniej, niż w starym. Choćby po to, żeby powrót do produktu nie był rozczarowaniem. Oczywiście od firmy usłyszymy, że to to samo, co wcześniej, i że nie ma co tworzyć teorii spiskowych. Cóż, niech każdy sam się przekona.
Ja dziś będę sprawdzał portera okocimskiego. Jakiś czas temu miałem styczność z wersją w starej butelce, i szczerze mówiąc nie zachwyciła mnie. Na początku odpada argument o młodym porterze, bo ten zbliżał się do daty przydatności, więc w butelce spędził około roku. Miał czas się ułożyć.
Nowa wersja ma podane info o ekstrakcie, jest w zwrotnej butelce, a jej etykieta nawiązuje do średnio udanej serii piw sezonowych. To ostatnie moim zdaniem może tylko odstraszać, ale widać ktoś wiedział lepiej. Może też kilku łasych "nowości" przyciągnie, a o to przecież chodzi. Ja się skusiłem, pora więc sprawdzić, na co wydałem swoje ciężko zarobione złotówki!

niedziela, 10 listopada 2013

Golden Rose

Ilość mocnych trunków produkowanych w Polsce, które są godne degustacji nie jest może zbyt wielka, ale zawsze da się znaleźć coś ciekawego. W poszukiwaniach warto przyjrzeć się temu, co produkuje się w miejscowości Krzesk na Podlasiu. O wódce Chopin słyszał pewnie każdy, a ci bardziej zainteresowani znają też zapewne Krzeską, Młodego Ziemniaka czy też serię Etiud. Nie są to może produkty, które wysypują się z półek we wszystkich marketach, ale chyba i nie taki cel przyświeca ich twórcom.
Dziś w moim kieliszku wyląduje kolejny ciekawy wyrób podlaskiego polmosu - likier Golden Rose. Producent pisze o nim, że to niezwykła kompozycja kwiatów, ziół i owoców pochodzących z Podlasia. Nie chwali się niestety, co dokładnie zawiera ta kompozycja (no, poza różą oczywiście), więc trzeba zdać się na swoje zmysły. Oddać jednak Golden Rose trzeba to, że bardzo zwraca na siebie uwagę. Oczywiście to, czy komuś podoba się to opakowanie, czy też nie, to tylko kwestia gustu. Mnie jednak ono zauroczyło. Ponoć to produkt skierowany nieco w stronę kobiet, ale kształtna butelka i pływający we wnętrzu kwiat zdecydowanie mają w sobie to"coś". Dobrze, że nie zrezygnowano z niego przy mniejszym opakowaniu, dzięki czemu można się cieszyć widokiem bez zbytniego nadwyrężenia budżetu (choć do miniaturki już nie udało się go wcisnąć).
Kończę jednak rozwodzenie się nad kwestiami estetycznymi (zaczyna to nieco trącić artykułem sponsorowanym...) i przystępuję do najciekawszego. Pora sprawdzić, co oferuje sam trunek.

środa, 6 listopada 2013

Z&Z Wojkówka, Amber Lager

Ostatnio postanowiłem nadrobić nieco zaległości w polskich nowościach piwnych, bo okazało się, że jestem mocno do tyłu. Co pocieszające, niewypałów było bardzo niewiele, szkoda tylko, że portfel został nieco zdemolowany (w sumie przewaga naszych piw nad importem to tylko większa butelka, bo kwotowo to już prawie to samo). Dziś kolejna nowość (przynajmniej dla mnie), czyli Amber Lager z podkarpackiego browaru Z&Z Wojkówka. Oczywiście jest to browar rzemieślniczy, choć ledwie kilka lat temu takie podmioty nazywało się restauracyjnymi, ale ok, moda to moda, oby tylko hasło zbyt szybko się nie zdewaluowało (vide niepasteryzowane czy regionalne).
Ale może nie ma co czepiać się szczegółów i nazewnictwa, a należy się cieszyć, że powstało kolejne miejsce, w którym planuje się warzyć dobre piwo. Z produktami Wojkówki nigdy wcześniej nie miałem do czynienia, więc startuję zupełnie od zera. Co więc ciekawego ma do zaoferowania Amber Lager? Zaraz się okaże.

piątek, 1 listopada 2013

Crown Royal Whisky

Kanadyjska whisky (tak, w Kanadzie używają terminu whisky, nie whiskey) nie jest zbyt poważanym wśród smakoszy trunkiem. Zresztą, chyba sami Kanadyjczycy traktują ją bardzo "na luzie", czego dowodem są choćby bardzo luźne przepisy, regulujące powstawanie tego trunku. Jednym z najciekawszych jest możliwość dodawania około 9% dowolnych trunków (nie tylko alkoholu!) do gotowej whisky. Inny to możliwość różnorakiego, obowiązkowego trzyletniego leżakowania - albo przed blendowaniem, albo nawet przed! W tym drugim przypadku leżakuje po prostu gotowa mieszanka. Ciekawe, nieprawdaż?
Nic więc dziwnego, że kanadyjskie whisky kojarzą się raczej z niezbyt wyrafinowanymi, łatwo pijalnymi trunkami.
Ale może jednak warto zainteresować się którymś z produktów? Może sprawdzą się jako alternatywa dla bourbonu? Wszak większość eksportu z Kanady trafia właśnie do Stanów Zjednoczonych.
Postanowiłem się przekonać na własnej skórze. Obiektem testowym będzie kanadyjski blend Crown Royal. Na szczęście jego producent, z tego co mi wiadomo przynajmniej, nie korzysta z przepisu zezwalającego na dowolne domieszki. Może więc nie będzie tak najgorzej? Zapraszam dalej.