środa, 6 listopada 2013

Z&Z Wojkówka, Amber Lager

Ostatnio postanowiłem nadrobić nieco zaległości w polskich nowościach piwnych, bo okazało się, że jestem mocno do tyłu. Co pocieszające, niewypałów było bardzo niewiele, szkoda tylko, że portfel został nieco zdemolowany (w sumie przewaga naszych piw nad importem to tylko większa butelka, bo kwotowo to już prawie to samo). Dziś kolejna nowość (przynajmniej dla mnie), czyli Amber Lager z podkarpackiego browaru Z&Z Wojkówka. Oczywiście jest to browar rzemieślniczy, choć ledwie kilka lat temu takie podmioty nazywało się restauracyjnymi, ale ok, moda to moda, oby tylko hasło zbyt szybko się nie zdewaluowało (vide niepasteryzowane czy regionalne).
Ale może nie ma co czepiać się szczegółów i nazewnictwa, a należy się cieszyć, że powstało kolejne miejsce, w którym planuje się warzyć dobre piwo. Z produktami Wojkówki nigdy wcześniej nie miałem do czynienia, więc startuję zupełnie od zera. Co więc ciekawego ma do zaoferowania Amber Lager? Zaraz się okaże.

Piwo jest całkiem ładnie opakowane, etykieta ma dość klasyczny wygląd, na szczęście nie podąża za obecnymi modami.
Samo piwo jest niepasteryzowane i niefiltrowane (na etykiecie stoi, że jest niepasteryzowane i nieutrwalane jednocześnie, więc można powiedzieć, że jest podwójnie naturalne!), ma jednak dość długi okres przydatności do spożycia.
Po nalaniu tworzy się na nim ładna piana, która dzielnie wytrzymuje kilka minut, stopniowo ograniczając się do skromnego dywanika.
Jak pachnie Amber Lager? Pierwsze skojarzenie do domowy dżem truskawkowy. Jest to dominująca nuta, a że domowe przetwory lubię, to oczywiście mi to pasuje. Obok jest też sporo słodu, karmelu i herbatników, na dalszym planie odrobina chmielu. Całość bardzo przyjemna, zwiastująca piwo treściwe i owocowe. Może bez fajerwerków i wielkiej złożoności, ale na solidnym, dobrym poziomie.
W ustach na początku pewne zaskoczenie. Nie ma słodyczy, jest za to trochę owoców (znów skojarzenie z truskawkami, do tego dochodzi trochę dojrzałych bananów), słodu i sporo goryczki. Piwu nie brakuje treści, ale też na pewno nie należy ono do ciężkich.
Zakończenie również jest średnio intensywne, lekko wytrawne i ściągające, z wyraźnymi nutami chmielowymi i owocowymi.
Amber Lagera pije się je bardzo przyjemnie, ale na jedno trzeba zwrócić uwagę - na temperaturę. Ja zacząłem chyba z odrobinę zbyt chłodnym piwem. 5-6 stopni to nieco za mało, jeśli ogrzać je odrobinę, to owoce i chmiel stają się bardziej wyraźne.
Mi Amber Lager z Wojkówki smakował. Posmakuje też pewnie wielu innym osobom, ale teraz bez problemu można kupić bardzo wiele smacznych, polskich piw. W dodatku piwo jest dość subtelne w porównaniu do niektórych "chmielowych potworków", więc poszukiwacze wrażeń mogą wybrać co innego. Ale trzymam za nie kciuki, bo dobrze czasem napić się czegoś bardziej klasycznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz