O tym, że piwna rewolucja panoszy się po świecie, wiedzą już wszyscy. Wszyscy warzą "dziwne" piwa, wszędzie sypią amerykańskie chmiele, generalnie jest sympatycznie. Że przy okazji większe browary chcą się załapać na kawałek tego tortu - nic dziwnego. Wszak klient zazwyczaj zamożny, produkt nietani, więc czemu nie. Tak jest w USA, po części tak jest nawet u nas (Cieszyn i jego limitowane Brackie), podobnie też w Wielkiej Brytanii. Taki właśnie okaz wpadł mi dziś w ręce. Mocno chmielona IPA z browary Greene King.
Oczywiście butelka nie wygląda koncernowo - ciekawa etykieta, wykonana na ładnym papierze, w raczej luźnym stylu. Wygląd jak najbardziej "craftowy" (ależ to modne słowo...), a jak będzie z zawartością? Pora sprawdzić!
Przy przelewaniu wciąż było "craftowo", bo piana utworzyła się całkiem zacna. Znikała jednak zaskakująco szybko, chwilę po ostatnim zdjęciu została ledwie skromna obrączka.
Liczę, że dalej będzie tylko lepiej i w sumie... jest nieźle. Zapach to głównie oklepane już nieco cytrusy, owoce egzotyczne i trochę żywicy. Bez wielkiej intensywności, w dodatku mam wrażenie, że aromaty są bardzo ulotne. Ledwie kilka minut, i chmielowe aromaty trochę słabną, ale w sumie dzięki temu pojawia się też w zapachu nieco karmelowo - słodowych wtrąceń.
W ustach - jak można się spodziewać - również dominują aromaty chmielowe. Czyli limonka, czerwony grejpfrut, do tego nieco żywicznych posmaków, plus słodycz w stylu marmolady z owoców egzotycznych. Na koniec cytrusowa goryczka i lekkie ściąganie, czyli w zasadzie wszystko zgodnie z planem.
Double Hop Monster nie powala na kolana, co oczywiście nie oznacza, że dla mnie to słabe piwo. Z minusów brakuje mi trochę treści (przy 7,2% chciałoby się nieco więcej), wyraźniejszej kontry ze strony słodu, i może jednak nieco większej złożoności - zarówno w smaku, jak i zapachu. Ale patrząc na całokształt - za 7 złotych dostałem całkiem przyjemne piwo, bardzo "pijalne", choć przy tej mocy warto jednak uważać. Określenie "hop monster" jest może nieco na wyrost, ale w sumie podniebienia bywają różne. Myślę, że warto Monstera spróbować, a ja już przymierzam się do kolejnych ciekawostek z Greene King.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz