Spośród całej masy zagranicznych "świąt" chyba dzień Św. Patryka miałby u nas największe grono zwolenników, ale jakoś nikt specjalnie mocno go nie promuje. Gdzieś tam w barach czy sklepach pojawiają się koniczynki, ale mało tego, jakoś tak bez przekonania. Gdyby przyłożyć się do tego jak choćby do walentynek, to dopiero mogłoby być fajnie (szczególnie że w tym roku to poniedziałek). Ale tymczasem większość będzie obchodzić ten dzień przy szklance wodnistego, cieniutkiego Guinnessa, a Irlandia ma przecież sporo więcej do zaoferowania.
Ok, ja też niezbyt wiele miejsca poświęciłem ichnim produktom, ale żeby choć częściowo nadrobić zaległości, postanowiłem dziś otworzyć całkiem interesującą (moim zdaniem) butelkę. "Gwiazdą wieczoru" będzie whiskey Redbreast w wersji dwunastoletniej, a w dodatku cask strenght, czyli butelkowana bez rozcieńczania wodą. Nie jest to jednak whisky typu single malt. Owszem, jest destylowana w tradycyjnych alembikach (pot still), ale powstaje zarówno z jęczmienia słodowanego, jak i zwykłego. Ciekawy twór, charakterystyczny głównie dla Irlandii i zwany tam "single pot still". Czy warto tym uczcić irlandzkie święto? Zaraz się okaże. Zapraszam dalej!
Na Redbreasta zęby ostrzyłem sobie już od dłuższego czasu, więc tym bardziej ucieszyłem się, gdy udało mi się go znaleźć w wersji CS, w dodatku nawet tańszej, niż regularna! 15 - letnia jest ciut za droga jak dla mnie, a w międzyczasie pojawiła się też chyba 21 - letnia...
Ale skupiam się na tym, co mam.
Zapach początkowo dość ostry, ale kilkanaście minut wietrzenia pomaga. W nosie dominują słodko - owocowe klimaty. Jest trochę jabłek, bananów, plus syrop z puszkowych ananasów i rodzynki. Dołącza do tego suche siano, płatki kukurydziane i wanilia. Odrobina wody lekko tłumi owocową słodycz, sianowato - trawiasta (czy to po polsku?) nuta staje się natomiast wyraźniejsza. Bardzo przyjemnie, czuć moc, ale nie w jakiś agresywny sposób.
W ustach Redbreast sprawia wrażenie nieco oleistego. Na początku cytrusowy, lekko słodki, trochę jak krem waniliowy, już po chwili staje się pieprzny i coraz bardziej wytrawny. Wyraźniejsza staje się nuta dębowa, ale nie tłumi zbyt mocno innych. Dopiero w finiszu beczka wychodzi na pierwszy plan, ale wciąż towarzyszą jej cytrusowe aromaty.
Irlandzkie whiskey kojarzą się z trunkami lżejszymi od szkockich, i Redbreast delikatnie wpisuje się w ten stereotyp. Przy czym pisząc o lekkości, nie mam na myśli wodnistości. Ciała mu nie brakuje, przyjemnie rozpływa się na podniebieniu, wypełniając usta owocowymi i lekko pieprznymi aromatami. Dla lubiących irlandzką whiskey i szukających czegoś ambitniejszego z pewnością bardzo ciekawa propozycja. Mi smakował, a przy okazji rozbudził apetyt na jakąś starszą wersję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz