poniedziałek, 20 marca 2017

Ciężki wieczór z Glenwill whisky

Początkowo obawiałem się, że będę pił whisky, która nie istnieje. Takiej destylarni nie ma, o samej marce też w zasadzie ciężko znaleźć jakieś informacje. Jest profil na FB, który możecie sobie obejrzeć. ale jeśli nie znacie języka, to trudno stwierdzić, co on zawiera. Może to jakiś ponury żart, ktoś wlał do sampli blenda z borygo i bada, jak bardzo bloggerzy będą go lizać po tyłku za gratisy? Jak zobaczyłem, kto rozsyłał w Polsce próbki, to w sumie wszystko możliwe.
Ja swoją otrzymałem z drugiej ręki, od osoby, która spróbowała i postanowiła podać dalej. Bardzo miło, dziękuję! Coś dam na wymianę, więc nie będę się czuł zobowiązany do pisania peanów o podarku ;)
A co w zasadzie otrzymałem? 2 próbki - Glenwill Rum Cask Finish i Sherry Butt Finish. Obie w mocy 40%, nie wiem nic na temat filtracji czy karmelu, ale podejrzewam, że i filtrowaniu na zimno i barwieniu została poddana. Wiek oczywiście nieokreślony, za to jak sobie spojrzycie na profil, to butelki bardzo ładne. Na wazon jak znalazł! A jak z zawartością? O tym poniżej.

wtorek, 14 marca 2017

Wieczór z amerykańskimi Corneliusami

Dziś piwa, o których w zasadzie miałem nie pisać, ale okazały się pewnym zaskoczeniem. Pomyślałem więc, że warto wspomnieć. Może nie jest to najlepsza metoda na wybór materiału na blog (pisać tylko o dobrych rzeczach jest trochę nudno), ale z drugiej strony stara się nie marnować pieniędzy na rzeczy, o których jestem niemal pewien, że zasilą kanalizację. Takie sknerstwo z rozsądku, ale jak do tej pory dające niezłe efekty.
Corneliusy w stylu amerykańskim były dwa - American Lager i American Pale Ale. Ten drugi styl w zasadzie wysypuje się teraz z każdej piwnej półki sklepowej, więc jego kolejne, piotrkowskie wcielenie nie wywołało u mnie szybszego bicia serca. Ale American Lager wyglądał już nieco ciekawiej. Sam lager to w teorii prosty, czysty styl, ale już wielu naszych "rzemieślników" zaliczyło na nim wpadki, okazuje się, że proste rzeczy bywają najtrudniejsze do zrobienia.
Cornelius jest w mojej opinii browarem "takim sobie", co znaczy tyle, że ryzyko otrucia jest znikome, ale też szansa na trafienie perełki raczej niewielka. Coś na zasadzie "kupujemy, jak nie ma nic lepszego". A że nie było, to diw butelki trafiły do siaty.