poniedziałek, 22 lipca 2013

Bacardi Oakheart

Trzeba poszerzać horyzonty i ciągle iść do przodu, bo kto stoi w miejscu, ten w zasadzie się cofa. Zatem pora zabrać się za degustację rumów. Zatem dziś Bacardi Oakheart (w tle słychać drwiący chichot). Tak, nie ma to jak zacząć pić rumy od nie - rumu. Ale cóż, musicie wybaczyć, akurat to mi wpadło dziś w ręce. W planach są trunki mające nieco więcej wspólnego z tą kategorią, ale to jeszcze nie teraz.
Co do samego Oakhearta - jest to oczywiście tzw. "napój spirytusowy", czyli mieszanina rumu, przypraw, cukru i aromatów (plus dla producenta, że w ogóle podaje skład, na większości tego typu napitków takie informacje się nie pojawiają). W założeniu zapewne ma się pić łatwo, lekko i przyjemnie. Nie jest to więc trunek dla koneserów gatunku, a raczej dla średnio wymagających użytkowników, którzy nie będą nad nim cmokać i kontemplować, tylko szybko opróżnią szklankę. Co zatem ma do zaoferowania, i czy w ogóle warto mu poświęcać chwilę, czy może lepiej kupić jakiś krajowy "napój spirytusowy" w dwukrotnie niższej cenie? Zaraz to sprawdzę, zatem zapraszam dalej!

Ocenianie trunku można niby zacząć od koloru, ale z racji dodanego karmelu nie ma to w przypadku Oakhearta większego sensu. Ale jest skrojony tak w sam raz - nie za jasny, żeby nie wyglądać za tanio, ale też nie za ciemny, żeby nie straszyć ewentualnym kacem gigantem (wszak powszechnie wiadomo, że kolor to zło!).
Zapach o dziwo jest nawet całkiem interesujący. Najwięcej w nim cukierków toffi i karmelu, pojawia się też wanilia, świeży keks i trochę cynamonu. Niestety wrażenie psuje uderzający mocno w nos alkohol. A uderza tak przy ledwie 35% mocy. Cóż, widocznie te lepsze rumy poszły do innych butelek.
Na języku Bacardi Oakheart początkowo jest bardzo kremowy, miękki, z dominującymi aromatami toffi. Po chwili pojawia się gorzka skórka pomarańczy, wanilia, syrop klonowy, gdzieś dalej trochę cynamonu i orzechów. Mieszanka jest niestety dość ciężka i nieco mdła, niezbyt pijalna w temperaturze pokojowej.
Finisz to trochę dębowej goryczki, połączonej z przyprawami. Ja za takimi zakończeniami średnio przepadam, więc nie zmartwiło mnie, że nie trwał zbyt długo.
Widać więc, że ten trunek nie rzucił mnie na kolana. Początek jest nawet niezły, ale stopniowo Bacardi Oakheart zaczyna coraz bardziej ciążyć na języku, w dodatku posmak po przełknięciu również nie należy do najlepszych. Być może schłodzony smakuje lepiej, natomiast w zwykłej temperaturze to coś w rodzaju słodkiego syropu alkoholowego, do którego ktoś dodał nieco przypraw i zapachu do pieczenia ciasta. Mi jeden raz całkowicie wystarczy.

9 komentarzy:

  1. Jest niezły na gorąco - jako baza do grogu lub po prostu w herbacie [tak, tak: herbata z rumem ;-)]

    Ciekaw jestem czy stwierdzisz czy różni się od wersji Black - bo Bacardi 12Y0 to dopiero trunek!

    PZDR
    MS Addict

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, mam wrażenie, że z rumami zacząłem z bardzo niskiego pułapu :) Ale mam kilka ciekawych propozycji na oku, powinny smakować nieco lepiej.

      Usuń
  2. To 'dębowe serce' to po prostu próba wejścia w ten segment co Captain Morgan - byle słodko, byle jak ;-)
    Ostatnio w Polsce pojawił się natomiast naprawdę doskonały rum Diplomatico - polecam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja proponuje ruszyć w ciekawsze rejony świata rumów w stylu jamajskiego Appletona (cena mieści się jeszcze w granicach przyzwoitości) albo poszaleć z Zacapa ale to już inna bajka przynajmniej cenowa...

    OdpowiedzUsuń
  4. tylko BRUGAL i BERMUDEZ z DOMINIKANY

    OdpowiedzUsuń
  5. Na Dominikanie pije sie Brugal jak u nas wode (tą z kranu) I wcale nie jest taki smaczny, sredniej klasy rum. Lepsze są brazylisjkie.

    OdpowiedzUsuń
  6. ty to moze degustuj denaturat bo ten blog i to co piszesz to jest żenujące. Albo kup sobie jakas czysta najtansza moze wtedy ci zasmakuje... Ten blog i te twoje opisy i smaki sa śmieszne, żenujące

    OdpowiedzUsuń